Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/029

Ta strona została uwierzytelniona.

przyglądać się starym portretom pań i panów w całkowitem uzbrojeniu. Gdy tak stała na kamiennej posadzce olbrzymiego hall’u, wydawała się bardzo drobną i bardzo niezwykłą, czarną figurką i czuła się dziwnie nikłą i osamotnioną.
Ubrany bez zarzutu chudy, stary człowiek stał wpobliżu lokaja, który mu drzwi otwierał.
— Ma ją pani wziąć zaraz do jej pokoju — rzekł głosem zachrypniętym. — Pan nie życzy sobie jej widzieć. Rano wyjeżdża do Londynu.
— Doskonale, panie Pitcher — odparła pani Medlock. — O ile wiem, czego chcą ode mnie, to z pewnością wykonam.
— Czego od pani chcą, mościa dobrodziejko? — rzekł Pitcher. — Jedynie tego, aby on miał zupełny spokój i aby nie widział tego, czego widzieć nie pragnie.
Potem zaprowadzono Mary Lennox przez szeroką klatkę schodową i długi korytarz, i znów wgórę po kilku stopniach, i przez inny korytarz, i jeszcze przez jeden, póki nie natrafiono na drzwi, prowadzące do jej pokoju, gdzie znalazła ogień na kominku i kolację na stole.
Pani Medlock odezwała się bez ceremonji:
— No, jesteśmy na miejscu! Ten oto pokój i ten sąsiedni przeznaczone dla panienki — muszą panience wystarczyć. Proszę o tem nie zapominać.
W taki sposób panna Mary znalazła się w Misselthwaite Manor i chyba nigdy w życiu nie czuła się taką prawdziwą «kapryśnicą», jak w owej chwili.