Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/036

Ta strona została uwierzytelniona.

Wpadła w taką pasję i czuła się taką bezbronną przed szczerem spojrzeniem Marty, przytem tak strasznie osamotnioną i tak oddaloną od wszystkiego, co rozumiała, i co ją rozumiało, że rzuciła się twarzą do poduszki i wybuchnęła szalonym szlochem. Płakała tak rozpaczliwie, że poczciwej Marcie strasznie się jej żal zrobiło. Podeszła do łóżka i prosiła, pochylając się nad dziewczynką:
— Panienko! nie trzeba tak płakać; doprawdy nie trzeba. Nie wiedziałam, że taką przykrość paniusi sprawię. Wogóle głupia jestem i nic nie wiem — jak panienka słusznie powiedziała. Bardzo panienkę przepraszam i proszę przestać płakać.
Było coś dodającego otuchy, coś rzeczywiście przyjacielskiego w jej mowie prostej a szczerej, coś, co na Mary dodatni wpływ wywarło. Przestała płakać i zwolna uspokoiła się zupełnie. Marta była uradowana.
— No, a teraz, panienko, czas wstawać — trzeba... — Pani Medlock kazała mi podać śniadanie, herbatę i obiad tu, do przyległego pokoju. Tam jest urządzony dziecinny pokój dla panienki. Pomogę się panience ubrać, jeśli panienka z łóżeczka wyjdzie. A jeśli sukienki zapinane na plecach, to naturalnie sama panienka zapiąć nie może.
Kiedy się Mary zdecydowała nareszcie wyjść z łóżka, Marta podała jej z szafy suknię inną, niż ta, w której Mary przyjechała.
— To nie moja sukienka. Moja jest czarna — rzuciła Mary.
Przyjrzała się ładnej sukience z grubej, miękkiej, białej wełny z chłodnem uznaniem.
— Ale ta sukienka ładniejsza od mojej — dodała.
— A panienka musi się w nią ubrać — odrzekła Marta. — Pan Craven kazał ją kupić w Londynie. Powiedział przytem: «Nie chcę, by mi po domu chodziło czarno ubrane dziecko, jak dusza potępiona» — tak powiedział. «Toby ten dom czy-