Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.

Wprawdzie Mary pojęcia nie miała o ogrodownictwie, wszakże wydało jej się, że gęsta trawa tak zarasta te miejsca, gdzie się kiełki pokazują, że przyszło jej na myśl, iż biedne roślinki nie będą miały dość miejsca, by się rozrastać. Wyszukała zatem dość ostro zakończony kawałek drzewa i przy jego pomocy poczęła kopać i wyrywać trawę i chwasty, dopóki nie porobiła wkoło roślinek miejsc czysto odsłoniętych.
— Teraz mam uczucie, że mogą oddychać — rzekła, kiedy skończyła pierwszą partję. — O! ale przecież zrobię o tyle więcej jeszcze! Będę robiła, ile będę mogła. Jeśli dziś nie podołam, to jutro znów przyjść tu mogę!
Szła od miejsca do miejsca, kopała i pełła, a radość jej była ogromna, i ciągnęło ją coś od klombu do klombu i na trawniki pod drzew cieniem. Ruch tak ją rozgrzał, że zrzuciła płaszczyk, potem kapturek i, nie zdając sobie z tego sprawy, uśmiechała się wciąż do traw i do kiełków zielonych.
Gil był strasznie zajęty. Kontent był bardzo, że nareszcie zaczęto pracę w jego państwie. Często się dziwował Benowi. Przecież tam, gdzie się ogród uprawia, mnóstwo dobrych rzeczy do jedzenia w ziemi się znajduje. No, i nareszcie oto znalazł się jakiś rodzaj stworzenia, które nie było ani pół tak duże, jak Ben, a jednak miało rozum przyjść tu oto, do tego ogrodu i odrazu zabrać się do roboty.
Mary pracowała w ogrodzie do chwili, w której czas było pójść na obiad. A naprawdę trochę późno sobie o tem przypomniała, a kiedy włożyła płaszczyk, kapturek i podniosła z ziemi skakankę, wierzyć jej się nie chciało, że pracowała dwie, a może i trzy godziny. Czuła się bardzo szczęśliwą przez cały czas; a teraz na oczyszczonych miejscach dostrzec było można setki zielonych pączków, wyglądających dwa razy milej i weselej, niż przedtem, gdy je chwasty i trawy przytłumiały.
— Wrócę tu po południu — rzekła, rozglądając się po