swem nowem królestwie, zwracając się do drzew i krzewów różanych, tajemniczego czaru pełnych.
Lekko przebiegła po trawach, rozwarła z trudem drzwi i wyśliznęła się pod bluszczami. Miała tak czerwone policzki, takie śmiejące, blasków pełne oczy i zjadała obiad z takim apetytem, że Marta wybuchnęła zachwycona:
— Dwa kawałki mięsa i dwie porcje budyniu! — To się dopiero matka ucieszy, jak jej powiem, co jej skakanka dobrego narobiła!
Mary znalazła, kopiąc swoim kijkiem, rodzaj białego korzonka, podobnego do cebuli. Włożyła go na to samo miejsce, troskliwie okryła ziemią, a teraz ciekawa była, czy Marta będzie umiała jej powiedzieć, coby to było.
— Marto — spytała — co to są takie białe korzonki, podobne do cebuli?
— To są cebulki kwiatów — objaśniła Marta. — Moc kwiatów wiosennych z nich wyrasta. Te najmniejsze — to pierwiosnki i krokusy, a duże — to narcyzy, żonkile i hiacynty. Zaś największe — to lilje. O! jakież śliczne! Dick nasadził tego dużo w naszym ogródeczku.
— Czy Dick zna się na nich? — spytała Mary, nową napełniona myślą.
— Naszemu Dickowi to i na murze kwiat wyrośnie. Matka mówi, że on potrafi kwiaty z ziemi wyczarować.
— Czy cebulki długo żyją? Czy mogłyby rosnąć lata i lata całe, gdyby nikt ich nie hodował? — lękliwie dociekała Mary.
— Niektórych kwiatów hodować nie potrzeba — same sobie radzą — oparła Marta. — Dlatego i biedni mogą je mieć. Jeśli im się nikt nie sprzeciwi, to będą pracować pod ziemią bezustanku, a coraz nowe roślinki wypuszczać. W jednem miejscu w parku tutaj są tu tysiące pierwiosnków. Jak
Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/085
Ta strona została uwierzytelniona.