— Jeden z najgorszych napadów, jakie miał — ciągnęła dalej Marta — to był, gdy go raz zawieźli tam, gdzie są te róże przy fontannie. Czytał on gdzieś w jakiejś książce, że ludzie dostają «różanej gorączki», i zaczął kichać, i powiedział, że jej dostał — a potem nowy ogrodnik, który nie znał zwyczaju, przyszedł i ciekawie mu się przyglądał. Wtenczas wpadł w furję i powiedział, że na niego patrzą, bo mu garb wyrasta. Tak krzyczał, aż dostał gorączki i całą noc chorował.
— Jeśli się na mnie rozzłości kiedykolwiek, to już nigdy nie pójdę do niego — powiedziała Mary.
— Pójdzie panienka, jeśli on będzie chciał — odrzekła Marta. — Lepiej niech panienka zgóry wie o tem.
Wkrótce potem zadźwięczał dzwonek, i dziewczyna zwinęła cerowanie.
— Myślę, że bona chce, żebym z nim posiedziała — rzekła. — No, mam nadzieję, że jest w dobrym humorze.
Wyszła z pokoju, lecz po upływie jakichś dziesięciu minut wróciła zakłopotana.
— Naprawdę, oczarowała go panienka — rzekła. — Siedzi sobie na kanapie ze swoją książką. Kazał bonie iść sobie aż do szóstej. Ja czekałam w sąsiednim pokoju. Jak tylko wyszła, zawołał mnie do siebie i mówi: «Chcę, żeby do mnie przyszła porozmawiać Mary Lennox, ale pamiętaj, żebyś o tem nie mówiła». Niech panienka idzie czem prędzej.
Mary chętnie pośpieszyła. Nie pragnęła wprawdzie tak bardzo zobaczyć Colina, jak pragnęła zobaczyć Dicka, lecz niemniej bardzo go widzieć chciała.
Gdy weszła, jasny ogień płonął na kominku, a przy świetle dziennem wydał jej się pokój ten rzeczywiście bardzo piękny. Dywany, portjery, książki na półeczkach, wszystko było barwne i nadawało całości wygląd jasny, pogodny, pomimo zachmurzonego nieba i padającego deszczu na dworze. Colin sam wyglądał, jak obrazek. Miał na sobie miękkie
Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/147
Ta strona została uwierzytelniona.