Była to piękna książka ze wspaniałemi, kolorowemi obrazkami. Wskazał na jeden z nich.
— Czy on to potrafi? — spytał z ożywieniem.
— Dick grał na fujarce, a one słuchały — objaśniała Mary. — Ale on nie nazywa tego czarami. On mówi, że to dlatego, że on bywa dużo na stepie i zna zwyczaje zwierzątek. A tak je lubi, że mówi, iż mu się czasami zdaje, że on sam jest królik, albo ptaszek jaki. Zdaje mi się, że gila pytał się o różne rzeczy. Tak było zupełnie, jakby z sobą rozmawiali ćwierkaniem.
Colin oparł się o poduszki, oczy mu błyszczały, rumieńce twarz mu paliły.
— Opowiadaj mi jeszcze o nim — powiedział.
— O jajach ptasich, o gniazdach, to on wie wszystko — ciągnęła dalej Mary. — Wie, gdzie mieszkają lisy, wydry, borsuki. Trzyma to jednak w tajemnicy, żeby inni chłopcy nie wynaleźli jam i nie wypłoszyli ich. Wie wszystko o wszystkiem, co żyje i rośnie na stepie.
— Czy on lubi step? — spytał Colin. — Jak można lubić step, kiedy to taka wielka, pusta, smutna przestrzeń!
— Ależ to najcudniejsze miejsca — zaprzeczyła Mary.— Rosną na nim tysiące cudnych roślinek i tysiące przemiłych stworzonek, a wszystkie pilnie budują gniazdka i dziury kopią i jamy, i ćwierkają, śpiewają, nawołują się wzajemnie. A wszystkie są takie zajęte i tak się doskonale bawią pod ziemią, na drzewach, we wrzosach — wszędzie! To ich światek!
— Jak ty to wszystko znasz! — zawołał Colin, zwracając się ku niej.
— A nawet naprawdę, to tam nie byłam — rzekła Mary, jakby sobie nagle przypominając. — Przejeżdżałam tylko przez step w ciemnościach i wydał mi się obrzydliwy. Marta mi najpierw o nim zaczęła opowiadać, potem Dick. Jak Dick
Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.