Colin. — Było mi lepiej wiele, gdym się dziś obudził. Zjadłem chętnie śniadanie. Teraz zjem z apetytem kolację. Medlock, zawołaj bonę.
Dr. Craven długo nie bawił. Chwil kilka mówił z boną, gdy ta przyszła do pokoju, potem dał kilka przestróg chłopcu. Nie powinien za wiele mówić; nie powinien zapominać, że jest chory; nie powinien zapominać, że się łatwo męczy. Mary zdawało się, że jest za dużo niemiłych rzeczy, o których nie powinien zapominać.
Colin, wysłuchawszy z powstrzymywanym gniewem zaleceń doktora, utkwił swe dziwne, ocienione oczy w twarzy doktora.
— Ja właśnie chcę o tem wszystkiem zapomnieć — rzekł wreszcie. — Przez nią zapominam. Oto dlaczego pragnę jej towarzystwa.
Dr. Craven nie był zadowolony, gdy pokój opuszczał. Zdziwiony nieco wzrok zatrzymał na małej dziewczynce, siedzącej w głębokim fotelu. Mary stała się znów sztywnem, cichem dzieckiem, skoro tylko wszedł był do pokoju, więc zrozumieć nie mógł, co Colina do niej pociągało. Chłopiec w tej chwili wyglądał pogodnie — doktór zaś wzdychał ciężko, gdy przechodził przez korytarz.
— Oni mi zawsze każą jeść, kiedy mi się nie chce — rzekł Colin, gdy bona wniosła kolację i postawiła tacę na stole. — A teraz, jeśli będziesz jadła, to i ja zjem. Te ciastka wyglądają smacznie — jeszcze ciepłe. Opowiedz mi o radżach.
Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.