nieznany jej dotąd dźwięk. Było to wołanie, a dochodziło z wysokości muru; kiedy zaś Mary spojrzała, dostrzegła siedzącego tam ptaka o błyszczącem granatowo-czarnem upierzeniu; ptak spoglądał na nią z powagą. Mary nigdy przedtem nie widziała kawki z tak bliska — denerwowało ją to wołanie; w następnej jednak chwili ptak skrzydła rozwinął i, łopocąc niemi, poleciał przez tajemniczy ogród. Mary miała nadzieję, że ptak nie zatrzyma się tam nadobre, i otworzyła drzwi, by się przekonać. Gdy już nadobre weszła do ogrodu, zobaczyła, że kawka może jednak tu pozostanie, gdyż usiadła na karłowatej jabłoni, pod którą leżało małe, rude stworzonko z puszystym ogonem, i oboje przyglądali się pochylonej postaci i rudej czuprynie Dicka, który klęczał w trawie, pracując w pocie czoła.
Mary jednym susem znalazła się przy nim.
— Oh! Dicku! Dicku! — zawołała. — Jak zdołałeś tak wcześnie już tu przyjść! Jakeś mógł! Słońce dopiero co wzeszło!
Powstał z klęczek uśmiechnięty, rozpromieniony, z potarganą czupryną i oczyma jak dwa płatki błękitu.
— Ojoj! — odparł. — Jeszcze przed świtem dziś wstałem. Nie byłbym w łóżku doleżał! Toć świat jakby się dziś na nowo narodził. I wszędzie pełno pracy, brzęczenia, pisku, oddechów, woni, gniazdek zakładania, że cię to wszystko z łóżka mocą wyciąga. Step oszalał z radości, gdy słońce się pokazało; byłem wśród wrzosów i sam jak oszalały biegłem, hukając i śpiewając. I przyszedłem prosto tutaj. Nie byłbym wytrzymał. Toć ten ogród na nas czekał!
Mary przycisnęła serce rączkami, oddychała prędko, jakby po szybkim biegu.
— O! Dicku, Dicku! — zawołała radośnie. — Takam szczęśliwa, że głowę tracę!
Małe zwierzątko z puszystym ogonkiem, widząc chłopca
Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.