kupić można, ale wolałby zapomnieć, że on na świecie żyje. Przytem boi się, że mu pewnego pięknego dnia wyrośnie garb.
— Colin sam tak się tego boi, że wcale siadać nie chce — rzekła Mary. — Zawsze mówi, że gdyby czuł, iż mu coś rośnie na plecach, toby zwarjował i na śmierćby się zapłakał.
— Nie powinien on tak leżeć i rozmyślać o takich rzeczach — zauważył Dick. — Najzdrowszy chłopiec mógłby się rozchorować, gdyby ciągle myślał tylko o tem.
Lisek leżał w trawie przy chłopcu, spoglądając na niego i prosząc się o pogłaskanie czasem. Dick zaś pochylał się i łagodnie gładził go po grzbiecie, potem kilka minut w ciszy rozmyślał. Podniósł głowę i rozejrzał się po ogrodzie.
— Gdyśmy tu przyszli pierwszy raz — wyrzekł — wydawało się wszystko szare. Niech panienka teraz spojrzy i powie, czy jest różnica.
Mary spojrzała i odetchnęła głęboko.
— A co! — zawołała. — Ta szara ściana zaczyna się zmieniać. Tak wygląda, jakby ją przesłaniała zielona mgiełka, jakby wszystko okrywało się gazą zieloną.
— Ojoj! — wołał Dick. — Będzie tej zieloności coraz więcej i więcej, aż cała szarość zniknie. Czy panienka zgadłaby, o czem teraz myślałem?
— Wiem, że musiałeś myśleć o czemś ładnem i dobrem — z przekonaniem odrzekła Mary. — Sądzę, że myślałeś coś o Colinie.
— Myślałem, że gdyby mógł być tu razem z nami, toby nie myślał o naroślach, które mu się mogą utworzyć na plecach; patrzałby na pączki róż, które się rozwinąć mają, i byłby zaraz zdrowszy — tłumaczył Dick. — Ciekawy jestem, czyby nam się kiedy udało wprawić go w dobry humor i namówić na poleżenie w wózku tutaj, pod temi oto drzewami.
— Ja też już o tem myślałam. A myślałam, odkąd
Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.