Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

należy, bo tak nie jest — a nie przekonacie się o tem inaczej, jak tylko wtenczas, kiedy was kto mocno potrąci». Otóż dziecko od dziecka się uczy, że niema sensu chcieć sobie zagrabić całą pomarańczę ze skórką i ze wszystkiem. Jakby tak kto chciał zrobić, toby i pestek nie dostał, a choćby je i dodostał[1], to zbyt one gorzkie, by je można zjeść.
— To rozumna kobieta — rzekł dr. Craven, nakładając płaszcz.
— Tak, tak; umie ona wyrazić swoje myśli — kończyła pani Medlock, kontenta ogromnie. — Nieraz jej mówiłam, że gdyby była inna i nie mówiła taką rozwlekłą gwarą, to powiedziałabym, że jest bardzo inteligentna.

—  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —  — 

Następnej nocy Colin spał bez przebudzenia, a gdy rano oczy otworzył, leżał cicho i uśmiechał się, nie wiedząc nawet o tem — uśmiechał, bo było mu tak jakoś dziwnie dobrze. Przyjemnie mu było, że się obudził, przewracał się i przeciągał z poczuciem, że mu jest dobrze. Miał uczucie, że prysły jakieś cienkie, niewidzialne nici, które go dotąd trzymały na uwięzi. Nie wiedział o tem, że dr. Craven byłby powiedział, że nerwy jego uspokoiły się i wypoczęły. Zamiast leżeć, patrzeć na sufit i żałować, że się obudził, jak to dawniej bywało, miał Colin głowę pełną planów, jakie układał z Mary dnia poprzedniego, pełną obrazów ogrodu i Dicka, i jego zwierzątek. Tak miło było mieć o czem myśleć! Nie leżał tak więcej nad dziesięć minut, gdy posłyszał tupot nóżek na korytarzu, i Mary stanęła pod drzwiami. W sekundę potem była w pokoju, podbiegła do łóżka, przynosząc z sobą prąd świeżego powietrza, przesyconego wonią wiosennego poranka.
— Byłaś na dworze! Byłaś — prawda? Znów tak pachniesz listkami i świeżością — wołał Colin.

Mary biegła szybko, włosy miała rozplecione, rozwiane

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – dostał.