Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

i cała jaśniała i promieniała radością, a twarzyczka była zaróżowiona.
— Tak cudnie na dworze! — mówiła, zdyszana szybkim biegiem. — Nigdy w życiu nie widziałeś chyba nic równie cudnego! Przyszła! Myślałam już wtenczas rano, że nadeszła — ale dopiero zbliżała się. Teraz jest już tutaj! Przyszła, przyszła Wiosenka! Dick tak mówi!
— Przyszła naprawdę? — zawołał Colin, a choć rzeczywiście o wiośnie nie miał wyobrażenia, przecież serce mu żywiej bić poczęło. Usiadł na łóżku.
— Otwórz okno! — dodał, śmiejąc się trochę z radosnego podniecenia, trochę z własnej fantazji. — Może usłyszymy wesołe śpiewy i granie!
A choć mówił to tylko, śmiejąc się, poskoczyła Mary natychmiast do okna; otworzyła je w okamgnieniu naoścież — a pokój w tejże chwili zapełniać się począł świeżością, łagodnym wiewem, wonią wiosenną i śpiewem ptasząt.
— Widzisz! To świeże powietrze! — mówiła. — Leż nawznak i wdychaj je całą piersią. Dick tak robi, gdy czasami położy się na wrzosach. Mówi, że je wtedy czuje w żyłach, i daje mu ono moc i uczucie, że mógłby żyć zawsze, zawsze. Wdychaj je więc i wdychaj.
Powtarzała tylko słowa Dicka, lecz niemniej opanowała całkiem wyobraźnię Colina.
— Zawsze, zawsze! Czy mu to takie daje wrażenie? — spytał, robiąc, jak mu kazała, i wdychając pełną piersią świeże, wonne powietrze, aż naraz poczuł, że dzieje się z nim coś nieznanego mu, a cudnego.
Mary znów podeszła do łóżka.
— Wszystko zaczyna kiełki z ziemi wypuszczać — mówiła śpiesznie. — Kwiaty się rozwijają — pąkiem zielonym wszystko się okrywa, i ta zieleń świeża pokrywa już całą szarość; a ptaszki tak śpieszą z budowaniem gniazdek, lękając