— Powiem ci coś, synku — rzekła pani Sowerby, gdy się uspokoiła. — Mam już sposób, żeby mu dopomóc. Gdy rano do nich pójdziesz, zaniesiesz im koneweczkę świeżego, dobrego mleka, i upiekę im chleba wiejskiego, albo bułeczek z porzeczkami, takich, jak to wy lubicie. Niema nic lepszego, jak świeże mleko i chleb. Będą mogli zaspokoić swój apetyt w ogrodzie, a to, co zjedzą w domu, będzie już tylko dodatkiem.
— Oj, matuś! — mówił Dick z uwielbieniem. — Dziw, jakaś ty mądra! Zawsze matusia radę na wszystko wynajdzie. Wczoraj byli w wielkim ambarasie. Nie wiedzieli zupełnie, co zrobić, jak wytrzymać, żeby nie zażądać więcej jedzenia — takie mieli pustki w żołądku.
— Oboje prędko rosną i oboje prędko wracają do sił i zdrowia. Takie dzieci, to jak młode wilczki, a pożywienie to dla nich krew i ciało — mówiła pani Sowerby. Potem uśmiech podobny do uśmiechu Dicka okrasił jej usta.
— O, ale to się naużywają! — dodała.
I słuszność miała ta dobra, zacna matka; a nigdy nie miała większej, jak wtedy, gdy powiedziała, że chętnie będą «grali komedję». Dla Colina i Mary było to źródłem drżeniem przejmującej rozrywki. Myśl uchronienia się przed podejrzeniami poddała im bezwiednie najpierw zdumiona pielęgniarka, później dr. Craven.
— Apetyt się ogromnie paniczowi poprawił — rzekła dnia pewnego. — Dawniej nic panicz nie jadał i nie lubił potraw!
— Teraz wszystko lubię — odparł Colin; potem zaś, widząc pielęgniarkę, przyglądającą mu się z ciekawością, przypomniał sobie nagle, że może nie powinien wyglądać na zbyt zdrowego. — W każdym razie rzadziej bywa, że mi coś nie smakuje. To skutek świeżego powietrza — dodał.
Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/254
Ta strona została uwierzytelniona.