Postanowił sobie mniej jadać, lecz niestety! Wykonanie tego świetnego pomysłu okazało się nader trudne, wobec tego, że budził się co rano z wilczym apetytem, stół zaś przy sofie zastawiony bywał śniadaniem, składającem się z chleba domowego pieczenia, masła świeżego, ślicznych, białych jajek, marmolady i bitej śmietany. Mary jadała z nim razem, a gdy znaleźli się przy stole, zwłaszcza gdy woń gorącej szynki wydobywała się z pod srebrnej pokrywy, wtedy — o! wtedy z rozpaczą spoglądali sobie w oczy.
— Wiesz, zdaje mi się, że dzisiaj to jeszcze wszystko sobie zjemy — mawiał zwykle wkońcu Colin. — Zato odeszlemy do kuchni trochę z drugiego śniadania i cośkolwiek z obiadu.
Lecz, niestety! Nigdy im się to jakoś nie udawało, a doczysta wyjedzone półmiski wywoływały komentarze w kredensie.
— Życzyłbym sobie bardzo — mawiał też Colin — by plastereczki szynki były trochę grubsze; taka porcyjka na każde z nas, to stanowczo za mało.
— Właściwie to dosyć dla kogoś, co ma umrzeć niedługo — odpowiadała Mary — ale nie wystarcza dla kogoś, kto ma żyć. Czasem tobym pewnie ze trzy takie porcje zjadła, gdy przez okno to cudne powietrze napływa i zapach od wrzosowiska idzie...
Tego rana, gdy Dick, po dwugodzinnej wspólnej zabawie, poszedł za wielki krzak różany i wyniósł stamtąd dwa blaszane naczynia, z których jedno było napełnione świeżem mlekiem, a w drugiem znajdowały się świeże bułeczki z porzeczkami, zawinięte w czystą serwetę — zawinięte tak starannie, że jeszcze były gorące, było okrzyków radości coniemiara. Jak też poczciwie ze strony pani Sowerby, że o nich pomyślała! Jaka to musi być dobra i rządna kobieta! Jakież te bułeczki były wyborne! A co za mleko znakomite!
Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/257
Ta strona została uwierzytelniona.