Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/10

Ta strona została przepisana.

wprawo i wlewo, pną się wyżéj, niżéj zbiegają, plączą się, a ideał jest nicią Aryadny dla wydostania się z labiryntu tego. Z natury swéj na każdéj z dróg świata i ścieżek istnienia, jest on ostatnim punktem, na którym wzrok przechodnia oprzéć się może, bo nie jest czém inném, jeno dalekim, często bardzo dalekim i wysokim, lecz zawsze w zupełności lub co najmniéj przypuszczalnie osięgnąć się dającym szczytem pewnéj dążności, jako pomysł, pragnienie, tęsknota, kiełkującéj czy to w łonie pojedyńczego człowieka, czy zbiorowego, jakim są: pokolenie, naród, ludzkość.
Zapewne odnośnie do stopnia zdolności i rozwoju pojedyńczego lub zbiorowego człowieka, rosną i mnożą się ideały. W miarę jak postęp posuwa się naprzód, znajdują się nowe, nieznane przedtém, najrozmaitszéj natury. Jakże-by tedy realizm, do życia zbliżający sztukę, w życiowym ruchu odświeżający jéj motywy, mógł się rozmijać z ideałem? Wziął on rozbrat z utopią, co wcale różną jest rzeczą. A i to nie dlatego, aby przypisywał sobie stanowczo i zgóry prawo odtrącania wszystkiego, co się w mglistéj oponie utopii skrywać i z niéj się kiedyś wyłonić może. Absurd tylko odrzuciwszy, rozstrzygnięcie wielu spornych kwestyj zostawia czasowi i postępowi; sam zaś, nie chcąc się w nie wdzierać przed czasem, ogranicza się na eksploatowaniu gruntów pewnych, zapomocą osiągniętych i wypróbowanych już przez ludzkość narzędzi. Jak widzimy tedy, dyabeł realizmu w sztuce nie taki straszny, jak go malują. Poprostu nie chce on błąkać się po zbyt zawiłych szlakach i na dostępnych dla każdego drogach szuka ideałów.
Stokroć szczęśliwi są zapewne ci, którzy, nie rachując się z niczém, ani nawet z prawdopodobieństwem, nie zestawiając przyczyn ze skutkami i skutków z przyczyną, bujają sobie po polach elizejskich jak po własnym domu, jak zwycięscy na pobojowisku lub niewinne baranki po zielonéj łące. Z pogardą spoglądają na śmiertelników chodzących poprostu po ziemi, kędy się z każdym niemal ziarnkiem piasku rachować trzeba i niejednéj mrówce ustąpić z drogi. Szczęśliwi są zapewne wielcy ci i wtajemniczeni w niedostępne dla ogółu rozkosze, lecz aby sami pozostawali w wyłączném posiadaniu ideału, aby się ten gnieździł tylko li na dostępnych dla nich szczytach, na to zgodzić się niepodobna. Jeśli odejmiemy ideały, cóż na twardéj glebie realizmu pozostanie skromnym, bo mnogością i wielkością wielu przeświadczeń onieśmielonym pracownikom?
Czyż dlatego, że się schylają, badając mroki powszednich a podstawowych zagadnień istnienia, żaden już jasny promień niéma rozświecać ich czoła zoranego znojem pracy? Czyż to być może, aby z padołu, w którego skargi i bóle się wsłuchują, nie wznosili