Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/106

Ta strona została przepisana.

mętną kałużą, wiecznie niby zadumany nad zgubą swéj ojczyzny zimorodek i czarnopióry kruk w wieczystéj wędrówce szukający śladów ubiegłych wód, wszystko to miało pozór opuszczenia, zrozpaczenia, tęsknego wyczekiwania chwili odlotu z tych miejsc złowrogich.
Jeśli miejsca te podobnie ponury przedstawiały widok, gdy morze odpływało, cóż dopiéro musiało się tu dziać w czasie jego przypływu? Co się tu dziać musiało wtedy, gdy wszystko, co zwróconém było ku morzu, chłostały zimne, wilgotne powiewy, zwiastuny nadbiegającéj fali, gdy cały pustynny obraz połyskiwał stalową barwą, a z głębi wzruszonych do dna błotnisk, niby widma tajemniczą siłą z mogił wydźwigane, wychylały się na powierzchnię grube pnie drzew, okryte muszlami i szlamem, i jak wieczny tułacz z legendy, odbywały, po raz setny i tysiączny zapewne, bezcelową wędrówkę w zaklętém kole ruchliwego żywiołu? Co się tu dziać musiało, gdy lśniące grzbiety kaczek przesuwały się cicho po wzdętych strumieniach, a nieprzejrzyste zasłony mgieł rozpościerały się pomiędzy niebem a tém ruchomém, szemrzącém, szklistém czémś, co przed chwilą jeszcze nazywało się lądem? Wówczas, we mgłach, znikały resztki zieleni widniejące w głębi krajobrazu, a żeglarze porąc mgłę wiosłami, wsłuchani w ciche szmery i dziwne szelesty, wzdrygający się na widok wlokących się za łodzią, do włosów topielicy podobnych warkoczy obmokłego zielska, z przerażeniem spostrzegali, że błądzą po Dedlow March i godzić się musieli z niewesołą perspektywą spędzenia w przeklętéj miejscowości długiéj, zimnéj nocy. Wówczas, zawsze ponury krajobraz przybierał w całéj rozciągłości pozór dzikiéj pustyni.
Zdarzenie, które zamierzam opowiedziéć, miało za tło właśnie ów powyżéj opisany krajobraz Dedlow March, w czasie przypływu morza. Odkąd zasłyszałem o nim, zawsze już, gdym ze strzelbą na ramieniu przebywał błotnistą okolicę, w myśli stawał mi z całą swą grozą ów dramat straszny, opisywany we właściwym czasie przez wszystkie dzienniki krajowe, a którego opowiadanie słyszałem z ust głównéj jego bohaterki. Nie potrafię dorównać patetyczności i poezyi właściwéj ustom kobiecym, ale postaram się przynajmniéj podzielić się z czytelnikami treścią wydarzenia.
Kobieta owa zamieszkiwała małą chatkę wyniesioną nad poziom kamienném podmurowaniem. Z jednéj strony chatki rozciągało się płytkie wybrzeże Dedlow March, z drugiéj szumiała szeroka rzeka, mająca ujście do Oceanu Spokojnego, o mil cztery daléj, na piaszczystym półwyspie wydymającym południowo zachodnie wybrzeże pięknéj zatoki. Na trzy mile dokoła nie było innych pomieszkań ludzkich. Chatka stała samotna wśród bezludnéj prze-