Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/11

Ta strona została przepisana.

oni oczu wyżéj... często bardzo wysoko, ramion spragnionych nie wyciągali daléj... często bardzo daleko, znużonéj skroni żadnym nie stroili kwieciem, serc nie ochładzali łzą żadną, nie rozgrzewali żadnym uśmiechem? Co najmniéj, tym skrzętnym poszukiwaczom prawdy, odmówić niepodobna wytrwania, odwagi i miłości; a czyż ideał jest czém inném jak stalą nabierającą hartu w ogniu doświadczenia, orlim rzutem oka i myśli w dal przyszłości, splotem wiążącym w jeden snop źdźbła luźnych napozór wypadków i przyczyn, w jeden wieniec — przeszłość z teraźniejszością, teraźniejszość z przyszłością, podstawowe zasady z tém, co tych zasad ma być koroną i nagrodą? Tak tedy nie sami idealiści ani dziedzice pozostałości z wieków rycerskich i pseudo klasycyzmu, mogą być kapłanami u ołtarzy ideału. Klękają przed niemi — o! i jakże kornie — ci także, którzy na rzeczy, ludzi, wypadki spoglądają nauką i rzeczywistością życia otrzeźwioném okiem, nie gardząc żadnym z motywów, z których się wywija życie człowieka pojedyńczego, pokoleń całych, narodów i ludzkości. W palącym interesie zagadnień tych znajdują na każdym niemal kroku tematy dramatów i tragedyj, komedyj i sielanki, tematy przepojone życiem, nawskroś ludzkie, realne.
Tymczasem i czytelnikom znudziło się stąpać po wyciągniętych linach, na których upadający romans francuski wciąż jedne i też same erotyczne w powietrzu wywijał koziołki. Znudziły im się domysły, zagadki, anioły białe i czarne szatany, zamki na lodzie, mumie z wykopalisk, drewniane i woskowe lalki, wyślizgane posadzki, oszklone cieplarnie, zużyte i zardzewiałe sprężyny, białe nici, któremi zszywano te łataniny. Załaknęli czegoś bardziéj pokrewnego z rzeczywistością. Sama powszedniość na zmianę smakowałaby im lepiéj. Odwrócili się od wielkich tych płócien, których nie poruszał już żaden powiew prawdy; maleńki i rodzajowy, byle wykończony i całość przedstawiający obrazek, nabrał większéj w oczach ich ceny.
Nowe wymagania, niby uderzenie magicznéj laski, wywołały niemały zastęp powolnych na rozkazy ich artystów i rzemieślników pióra, bo, jak to zwykle bywa, w szranki wstąpiło więcéj niepowołanych, niż powołanych, a prace pierwszych, jaskrawe i tandetne, usprawiedliwiły aż nadto spadający na szkołę wyrok odstẹpstwa od ideału. Pisarze bez talentu lub bez zasad, schlebiając temu, co uważali za modę, nie rozumiejąc bynajmniéj rozciągłości i etycznego znaczenia tego zwrotu, popadli w komunały i karykatury, przestali być malarzami, lubując się wiernością fotografii, fotografując tematy i sytuacye płaskie a grube. Jedni w nagromadzeniu nużącém szczegółów tracili ogólne poglądy; innym zdawało