Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/122

Ta strona została przepisana.

suwał się właśnie około ogródka. M-r Oakhurst prosił, aby się zatrzymano na chwilę i dzwoniąc do drzwi domku, ogłuszył właściciela ofiarowaném mu za wybór kwiatów wynagrodzeniem. Po chwili podał choréj kobiecie tyle róż, heliotropów i werweny, ile ich objąć zdołał, a gdy z dziecinném zadowoleniem zajęła się kwiatami, wziął na stronę jéj męża.
— Możeś i dobrze zrobił — rzekł mu zcicha — żeś skłamał przed nią. Teraz możesz powiedziéć, że złodziéj został przytrzymany i żeś stratę swoję odzyskał.
I spokojnie, kładąc w rękę osłupiałego cieśli cztery sztuki złota, dodał z naleganiem:
— Powiedz jéj zresztą, co chcesz, wszystko, co ci się podoba, byle... nie prawdę. Musisz mi obiecać, że się do prawdy nie przyznasz nigdy.
Obiecał.
M-r Oakhurst wrócił do wózka. Chora bawiła się kwiatami, a gdy podniosła wzrok na nieznajomego, oczy jéj były niby rosą zwilżone, a na blade lica padał odbłysk róż spłonionych. Zanim zdołała mu podziękować, odszedł.
Czy m-r Decker dotrzymał solennie danego przyrzeczenia? Nie. Nie dotrzymał. Skruszony i rozrzewniony, zwyczajem wszystkich przywiązanych mężów, tegoż wieczoru w ofierze na ołtarzu małżeństwa złożył nietylko siebie, lecz nadto i swego dobroczyńcę. Dodać wszakże wypada, że ze zwykłym ludziom w jego położeniu entuzyazmem, rozwodził się szeroko nad wspaniałomyślnością i bajecznemi niemal przygodami szulera.
— A teraz — kończył, padając na kolana przy łóżku żony — powiedz droga, powiedz, że mi przebaczasz? Najlepsze miałem intencye; myślałem, że wygram tyle, ile potrzeba będzie, aby cię wywieźć do wód i nową ci kupić suknię!
Mistres Decker uśmiechnęła się.
— Przebaczam ci, Joe, chociaż zasługujesz na karę, brzydki, niegodziwy chłopcze. Słyszałeś, jakie mu rzeczy mówiłam o złodziejach i to z twojéj winy. Przebaczam ci, podaj mi tylko te róże.
Wzięła podane kwiaty, pochyliła twarz nad niemi.
— Joe!
— Co, kochanko?
— Jak sądzisz, czy mnie widział?
Z za róż błyszczały jéj oczy.
— Jakto, czy widział! Twój to widok natchnął go tą błogosławioną myślą.
— Takiéj biednéj, schorzałéj kobiety?