Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/141

Ta strona została przepisana.

me rzeczy, przystały tém niemniéj na przedstawione im pod sekretem przez Oakhurst'a argumenty:
— Po jednéj poszlace domyślą się reszty — rzekł im — a nie warto w obecném położeniu zachwiewać ich zaufanie.
Naturalnie. Tom Simson oddał podróżne zapasy pod rozporządzenie miser Oakhurst'a, cały zresztą ten wypadek bawił go niesłychanie.
— Spędzimy tu jaki tydzień — mówił — potém śnieg przestanie padać i pewnego pięknego poranku wpadniemy całą gromadą do Poker Flat'u.
Wesołość Toma i spokój Oakhurst'a udzieliły się kobietom. Nad lepianką spleciono dach z gałęzi. Piney, pod przewodnictwem „Księżniczki“ objęła domowe gospodarstwo a olśniona wykwintnemi pomysłami pryncypałki co chwila roztwierała i bez tego już duże oczy wołając:
— Jak widzę, przywykłyście w Poker Flat do nielada zbytków!
Na słowa te „Księżniczka“ odwracała twarz zarumienioną a matka Shipton zalecała dziewczęciu „nie bzdurzyć“.
Gdy po bezowocnych poszukiwaniach śladu drogi przez góry i wąwozy, miser Oakhurst zbliżył się do lepianki, uderzony został wrzącą w niéj wesołością. Pierwszą jego myślą były trunki, których skryciem zajął się był jednak przez przezorność.
— Nie po pijanemu brzmi ten śmiech wszelako — pomyślał uspokojony, spojrzawszy na bawiące się u ogniska grono.
Czy téż miser Oakhurst wraz z trunkami skrył i karty, jako przedmiot wyłączony ze wspólnego użytku? Nie umiem powiedziéć. To pewna, że wieczoru tego nie wspomniano o nich ani razu. Akordyon, z pewną ostentacyą wydobyty z tłomoka młodzieńca, przyłożył się do skrócenia czasu. Po wielu niefortunnych próbach, udało się Piney wydobyć z niego parę ostrych tonów. Tom wtórował dzwoniąc w kościane kastaniety. Koroną zaś zaimprowizowanego koncertu był hymn wieczorny odśpiewany przez młodą parę. Boję się tylko, czy nie więcéj wyzywającéj pychy niż kornego błagania było w zwrotce, w któréj złączyły się chóralnie wszystkich obecnych głosy, a która brzmiała:

„Dumnym, że żyję, służąc Panu memu,
I umrę dumny, wiernie służąc Jemu“.

Sosny chwiały się. Zamieć, podnosząc tumany śniegu, wpadała pomiędzy tę nędzną garstkę rozbitków. Z ogniska, niby płomień ofiarny z ołtarza, tryskał słup iskier czerwonych.