Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/142

Ta strona została przepisana.

Około północy burza ucichła, chmury rozdarły się nad wąwozem i gwiazdy mrugały jasno, przypatrując się uśpionym na białém tle śniegu.
Miser Oakhurst z potrzeby i zwyczaju swéj profesyi sypiał mało, to téż dzieląc się obowiązkiem czuwania z Tommy, na siebie wziął większą część, upewniając młodzieńca, że mu się nieraz zdarzało nie sypiać po całym tygodniu.
— Dlaczego? — spytał naiwnie Tom Simson.
Na to mu szuler z najgłębszą odpowiedział powagą:
— Gdy uda się człowiekowi pochwycić smugę szczęścia, niezna on wówczas wczasu, bo szczęście to traf skąpy w swych łaskach i korzystać z niego trzeba, w lot łapać. Traf, powiadam ci, pełnym jest dziwactw i to tylko o nim napewno da się powiedziéć, że zmienny jak gust kobiet i ta pogoda jesienna. Od czasu opuszczenia Poker Flat’u nie dopisuje nam szczęście! Zła téż ta gwiazda, co cię sprowadziła z nami! Staraj się przetrzymać traf zawzięty, a odegrasz się jeszcze może, bo — skończył wesoło, choć od rzeczy:

„Dumnym, że żyjąc, służę Panu memu,
I umrę jeszcze wiernie służąc Jemu!

Po raz drugi weszło słońce, oświecając w wąwozie obitym śnieżnym kobiercem garść koczowników, dzielących się jadłem. W górskim klimacie każdy promień słońca posiada własność rozgrzewania krajobrazu, jak gdyby własność ta była przeciwwagą grozy zimy i burzy. Tym razem wesołe słońca promienie odbiły się od zasp śniegu, od nagich ścian skał piętrzących się dokoła, do których podnóża tuliła się gromada słabych, bezsilnych ludzi. W cudownie przezroczystéj atmosferze rozchodziły się dymy przyniesione tu wiatrem z daleka, bo aż z Poker Flat'u. Matka Shipton wdrapała się jak mogła najwyżéj i ze stromego szczytu skały, przesłała przekleństwo niewdzięcznéj téj, przybranéj swéj ojczyznie! Było coś uroczystego w ostatnim tym wybuchu gniewu jéj i żalu. Lżéj się jéj zrobiło na sercu i radziła „Księżniczce“, pójść za swym przykładem, obiecując tymczasem zabawić „dziecię“. Piney bowiem, dzięki swéj niewinności i delikatności, była dla tych dwóch kobiet „dziecięciem“, chociaż wyrosła z lat dziecinnych.
Wieczorem ozwał się znów akordyon, to przerywaném rozlegając się łkaniem, to wzbijając się w wąwozie lotnemi chichoty. Tym razem jednak muzyka nie omamiła głodnych żołądków, trzeba się było uciec do środków energiczniejszych, jak naprzykład do opowiadania ciekawych historyj. Wniosek ten upadłby zapewne, gdyż ani miser Oakhurst, ani jego towarzyszki nie były skłonnemi do