Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/154

Ta strona została przepisana.

dosłyszaną jakąś uwagę czy perswazyę swego przyjaciela i cofając rękę, którą w czułém tulił objęciu — nie warto! jużem zdecydowana! Przyślij pan po moje rzeczy, skoro się panu podoba; co do mnie, pozostanę tu do jego powrotu, chcę mu dowieść niegodziwości postępowania, wyrzucić mu w oczy niecną zbrodnię.
Nie wiem, czy niedomyślny pułkownik zrozumiał w czém mianowicie polegała niecna zbrodnia Thetherick’a, przechowującego pod własnym dachem własne dziecię. Instynktownie raczéj niż refleksyjnie uczuł w téj chwili, że się na równym dotąd torze jego uczuć, pragnień i zamiarów wzbija nieokreślna lecz groźna tama. Zanim zdołał coś wybełkotać, na schodach zjawiła się mała Kery (Carrie) spoglądając nieśmiało lecz badawczo na rozmawiających.
— To ona właśnie — rzekła mistres Thetherick.
— Ach! — zawołał pułkownik przybierając ton mowy pieszczotliwy — ładna dziewczyneczka! jak się masz, śliczna panienko! czyś zdrowa? wesoła?
Miał już przybrać zwykłą swą zwycięską minę i zaczął bujać swą laskę, lecz pomiarkował, że to nie wywrze zapewne pożądanego wrażenia na tak drobném dziecięciu. Jakoż istotnie Kery skryła twarzyczkę w fałdach sukni mistres Thetherick. Pułkownik ją przestraszył. Tém niemniéj, nie zbity z tropu, z oznakami najwyższego uwielbienia, porównał stojące przed sobą, kobietę i dziecko do Madonny. Mistres Thetherick nie odpychała teraz od siebie, jak to pierwéj czyniła, tulącéj się dziewczynki, owszem uśmiechała się tkliwie, a wskazując na rudą, w fałdach swéj sukni zatopioną główkę, szepnęła zcicha:
— Odejdź pan i nie przychodź tu więcéj, czekaj na mnie wieczorem w hotelu.
Rozkaz był wyraźny. Pułkownik uścisnął czule podaną sobie rączkę, uchylił kapelusza; po chwili nie było go już w sieni.
— Czy sądzisz — spytała nieśmiało mistres Thetherick, rumieniąc się i spoglądając na tonące w fałdach jéj sukni rude kędziory — czy istotnie będziesz bardzo grzeczną, jeśli pozwolę zostać ci przy sobie?
— A czy będę cię nazywać mamą? — spytała dziewczynka podnosząc oczy.
— Jak ci się podoba — odpowiedziała z przymuszonym uśmiechem kobieta.
— O, tak, mamo! Telly będzie bardzo grzeczna.
Weszły razem do pokoju, dziewczynka, spostrzegłszy kufer, zapytała z niepokojem:
— To ty, mamo, znów odjeżdżasz?
— Nie — odrzekła, patrząc w okno mistres Thetherick.