Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/157

Ta strona została przepisana.

dnik — na jéj rozkaz zatrzymał przechodzący dyliżans i opłacił podróż do San-Francisko. Wprawdzie, zeznania Chińczyka nie były prawomocne, tém niemniéj nikt ich tym razem nie podawał w wątpliwość, ani ci nawet, którzy nie wierzyli w zdolność poganina świadczenia o prawdzie, a że się nie mylili, okaże to dalszy ciąg téj wiarogodnéj kroniki.


Od tajemniczego zniknięcia mistres Thetheric z małą Kery, przeszło kilka miesięcy. Pracujący w ogrodzie poranku pewnego, Ah-Fe, został zagadnięty przez dwóch przechodniów, współziomków swych, wędrownych kramarzy, uzbrojonych w kosze i drągi. Pomiędzy rodakami zawiązała się jedna z tych błyskawicznych, podziw i wzgardę w kaukaskiéj rasie wywołujących rozmów. Przechodzący tamtędy pod tę porę pułkownik Starbottle uśmiechnął się wzgardliwie na tę powódź dźwięków. Choleryczny Thetherick cisnął w rozmawiających kamieniem. Rozbiegli się, lecz zamienili przedtém jakieś zwitki papieru, pokryte dziwaczném pismem, przyczém mały pakiet pozostał w ręku Ah-Fe. Gdy go rozwinął w kuchni, pokazało się, że zawierał w sobie świeżo uprany i starannie wyprasowany dziecięcy fartuszek, oznaczony na rożku cyfrą K. T. Ah-Fe złożył go starannie, schował za swą bluzę i z chytrym jakimś uśmiechem wziął się do szorowania rądli. Dopiéro w parę dni potém, zaszedł drogę swemu panu.
— Ah-Fe — rzekł — nie lubi Fiddletown, Ah-Fe pięknie chory. Ah-Fe pójdzie stąd.
Na tę bardziéj lakoniczną, niż wyraźną przedmowę, Thetherick odpowiedział wysyłając Chińczyka do „stokroć stu tysięcy“ — i tak daléj...
Ah-Fe z niezmąconym spokojem przeprowadził wzrokiem swego byłego pana. Zanim opuścił Fiddletown, przypadkiem spotkał pułkownika Starbottle i przechodząc koło niego, od niechcenia rzucił słów parę lakonicznych i niejasnych, lecz które tak bardzo zainteresowały pułkownika, że ostatecznie wręczył, w wielkiéj tajemnicy, Chińczykowi list jakiś wraz z dwudziestu dolarami, dodając:
— Dostaniesz dwa razy tyle, gdy mi przyniesiesz odpowiedź.
W parę godzin potém, zarówno przypadkowe spotkanie miało miejsce pomiędzy Ah-Fe i młodym redaktorem „Lawiny“. Prawda zmusza mnie dodać, że uszedłszy spory kawał drogi, Chińczyk oba powierzone sobie listy rozpieczętował, na wszystkie obracał strony, usiłując zapewne przeczytać, a gdy mu się to nie udało, pokrajane na systematyczne kwadraty, odstąpił za jakąś bagatelę spotkanemu