Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/160

Ta strona została przepisana.

— Dobrze — rzekła — wezmę to, lecz obiecaj mi, że odwiedzisz mnie jeszcze.
Tu się zatrzymała. Po raz pierwszy w życiu na myśl jéj przyszło, że nie o nią samę iść komuś mogło, więc pośpieszyła dodać:
— Odwiedzisz Kery.
Ah-Fe oblicze zajaśniało wewnętrznym jakimś uśmiechem, w którym wszelako usta nie wzięły najmniejszego udziału. Nie odpowiedziawszy ani słowa, podjął kosz z ziemi, ostrożnie drzwi uchylił i ostrożnie schodził ze schodów. Na dole dopiéro, zaszła jakaś komplikacya. Przy otwieraniu drzwi obejrzał się, szukając zapewne służącéj, która-by mu pomogła trudność usunąć, ale służącéj nie było. Tu zaszedł tajemniczy wypadek. Na stole leżała chustka i nie wiem, jak się to stało, lecz kiedy Ah-Fe jedną ręką usuwał nie dającą się odsunąć klamkę, a drugą się wsparł o stół, chustka pomału, pomału, dziwną jakąś pociągana siłą, posuwała się ku niemu, aż znikła w fałdach jego bluzy. To samo powtórzyło się z leżącą na stole serwetą, coby daléj nastąpić mogło, nie wiem, jednocześnie bowiem rozległo się stąpanie po schodach służącéj... i uparta klamka uległa wreszcie ciśnieniu rąk Chińczyka. Nie śpiesząc się, odchodził miarowym krokiem, przygarbiony tylko nieco.
Z okna, mistres Thetherick przeprowadzała go rozrzewnioném okiem. Skłonna, jak wiemy, do sentymentalizmu, wyobrażała sobie, że go tak pochyliło wzruszenie. Znikł wreszcie we mgle. Mgła stała się coraz gęstsza. Mistres Thetherick wzięła Kery na kolana i usiadła z nią u okna. Pogrążona w myślach nie słuchała szczebiotu dziecka. Widok Ah-Fe obudził w niéj roje wspomnień... Z kolei przeszła do obecnéj chwili. Czémże było to jéj dobrowolne i ciężkie, cierniste, bezowocne wygnanie? Nie wesołe być musiały jéj myśli, gdyż Kery zarzuciła jéj rączki na szyję, prosząc, aby nie płakała. Niech nieba bronią, abym pióro poświęcone obronie najlegalniejszéj moralności skazić miał uniewinnieniem téj kobiety i jéj postępowania w téj trudnéj zaiste dobie jéj życia. Sama już zbyt skłonna była do pobłażań i ubarwień przeróżnych — a taka przytém nielogiczna! A jednak któż, oprócz obłudników i dewotek, mógłby ostatecznie utrzymywać, że położenie jéj było łatwe i bez szkopułów.
Szczupły zapas pieniędzy prędko został wyszastanym. W Sakramento, wiersze, chociażby najtkliwsze, nie były popłatne, a uwielbienia redaktorskie nie wystarczały dla pokrycia kosztów utrzymania i to jeszcze z dzieckiem. Próbowała teatru. Czy to dla tego, że inaczéj ona, inaczéj publiczność rozumiała sztukę dramatyczną, czy z innych powodów, zrobiła fiasko kompletne. Wdzięki jéj przytém, tak ponętne na blizką metę, przy świetle lamp i na sce-