Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/166

Ta strona została przepisana.

sła do ust i gorącemi okrywała pocałunkami. Zbliżyła się do okna, aby mu się lepiéj przypatrzyć, zakaszlała, uczuła się nagle słabą. Okno, podłoga, sprzęty, wszystko zaczęło w jéj oczach kołować, majaczyć, z trudnością doczołgała się do łóżka i tuląc ciągle do ust trzewiczek i chustkę, którą usiłowała kaszel powstrzymać, upadła blada, wycieńczona... Na ustach, chustce i poduszce dostrzedz można było po chwili kilka plam krwistych.
Wiatr wzmagał się tymczasem na dworze i wydymał firanki u okna. Mgła zsuwała się na miejskie dachy i ulice, spowijając wszystko w cichym spokoju. I spokojnie, nieruchomie, bólem złamana, tém niemniéj ponętna, spoczywała na łóżku piękna oblubienica, a po drugiéj stronie drzwi zamkniętych, rozlegało się regularne chrapanie i sapanie niefortunnego oblubieńca.

2.

W roku 1870, w tygodniu poprzedzającym Boże Narodzenie, mała mieścina Genua, nieopodal New-Yorku położona, zadawała wyraźniejszy niż kiedykolwiek kłam fantazyi swych założycieli i chrzestnych ojców. Nazwa jéj przypominała słodycze włoskiego nieba, a tymczasem śnieżna zamieć szalała, ubielając płoty i dachy, wstrząsając słupami telegraficznemi, zielonemi okiennicami domów, drewnianemi kolumnami u podjazdów hoteli i restauracyj, bieląc ulice i rzadkich na nich przechodniów. Tylko główne kościoły miasta, wyskakując wieżyczkami, rysowały się na tle zamieci, a śród nich najwyraźniéj sterczała, do olbrzymiéj lokomotywy podobna kaplica metodystów, wznosząca się zresztą w pustém miejscu, w pobliżu dworca kolei żelaznéj. Gdzieś daléj na głównéj ulicy widać było gmach okazały, ozdobę i chwałę miasta: pensyę doktora Kramera.
Nadejście pośpiesznego pociągu nie wywołało w téj dzielnicy miasta ożywienia. Jeden zaledwie podróżny wysiadł na stacyi i zamówił jednokonny wózek. Pociąg zahuczał, zaświstał i odbiegł. Nadciągnął niebawem drugi, towarowy. I ten pociągnął daléj. Na dworcu zamknięto kasę i drzwi, a nadzorca odszedł do domu.
Świst lokomotywy wywarł jednak pewne wrażenie pomiędzy kilku pensyonarkami, raczącemi się w poblizkiéj cukierni. Metoda wychowawcza, zastosowana na pensyi doktora Kramera, wywierała pożądane skutki na fizyczny i moralny rozwój dziewcząt. Stosując się oficyalnie do przepisów higieny, objadały się pokryjomu najprzeróżniejszemi przysmaczkami. Co święto, najregularniéj uczęszczały na nabożeństwo i równie regularnie w czasie kazania kokietowały znajdujących się w kościele dżentelmanów. W klasach czyty-