Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/167

Ta strona została przepisana.

wały pilnie dzieła poważnéj i budującéj treści, po-za klasami zaś, jeszcze pilniéj studyowały romanse i dramaty. Z tego wszystkiego wyrastały na ładne, zdrowe, powabne panny i wziętość pensyi doktora Kramera nie traciła na tém. Nawet cukierniczka, u któréj się zadłużały po uszy, mistres Philipps, nie odmawiała im kredytu i sympatyi, a w razie potrzeby spiskowała wraz z niemi przeciw szkolnéj regule. To pewna, że nie miała weselszych i powabniejszych nad nie klientek.
Na głos świstu lokomotywy, porwała się z miejsca najstarsza, a przynajmniéj najurodziwsza z biesiadujących, dziewczyna o orlim nosie, o śmiałych, znamionujących przodownicę ruchach.
— Czwarta! — zawołała — czwarta! a o piątéj modlitwa i szukać nas będą. Trzeba pośpieszać. Masz książkę, Ado?
Zapytana wyciągnęła z pod płaszczyka najnowszy romans.
— A ty Kery, masz prowizye?
W woreczku Kery znajdowały się paczki z prowizyami.
— No! dobrze, w drogę! — zakomenderowała, a przechodząc koło cukierniczki, skłoniła wesoło głową.
— Na mój rachunek, mistres Philipps — rzekła — rozpłacę się, gdy mi nadeślą kwartalną pensyę.
— Nie, Kete — zaoponowała Kery dostając portmonetkę — dziś na mnie kolej.
— Za nic — stanowczo, brwi marszcząc, zaprzeczyła Kete. — Za nic, chociażbyś posiadała krewnych w saméj Kalifornii. No, dziewczęta, w drogę.
Otwarły drzwi. O mało wiatr ich nie porwał i nie wywrócił, aż się przelękła dobra mistres Phillipps.
— Bójcie się Boga — zawołała — nie możecie odchodzić w taką pogodę, poślę lepiéj z oznajmieniem na pensyę, przenocujcie u mnie.
— Gdzie tam — zakrzyczały i zanim ostatnich słów domówiła, pobrawszy się za ręce, pobiegły pognane wiatrem.
Krótki dzień grudniowy miał się ku schyłkowi, noc zapadała szybko, przyśpieszona gęsto padającym śniegiem. Zrazu posuwały się śmiało i ze śmiechem, lecz gdy usiłowały przedrzéć się przez plac otwarty, walka z burzą wywołała niejakie trudności, śmiechy przycichły i nawet łzy się już kręciły w modrych oczach Kery.
— Wróćmy nazad — zaproponowała nieśmiało.
— Nie dojdziemy nigdy — dodała Ada.
— Zatrzymajmy się przy pierwszym domu — rzekła Kery.
— Oho! pierwszy dom należy do sir Robinson’a. — Mówiąc to