Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/168

Ta strona została przepisana.

Ada złośliwie spojrzała na Kery, którą pomimo strachu i zimna, gorący oblał rumieniec.
— Tak, zapewne — zaśmiała się z gorzką ironią Kete — zapewne, zatrzymać się pod samemi oknami sir Robinson’a, zostać zaproszonemi na herbatę, a po herbacie łaskawie do instytutu odprowadzonemi przez Harry wraz z uprzejmym listem mistres Robinson wstawiającym się za „panienkami“, w nadziei, że tym razem i t. d. i t. d... Nie! — skończyła stanowczo — ze mną tego nie będzie. Idźcie sobie, gdzie chcecie i jak chcecie, co do mnie wracam na pensyę tak samo jak wyszłam: przez okno. — Tu skoczyła jak jastrząb na Kery, która opuściła się na zaspę śniegu i wstrząsając nią, zawołała: — Cóż to, czy nie myślisz tu zanocować? Sza! coś słychać?
Słychać było istotnie dzwonek od sań, które posuwały się ku nim.
— Cicho! Sza! odwróćcie głowy — komenderowała przyciszonym głosem Kete — jeśli nas poznają, zginęłyśmy.
Nie zostały poznane, tylko głos nieznajomy spytał uprzejmie, czy nie można im czém służyć? Odwróciły się. Przed niemi stał mężczyzna słusznego wzrostu, otulony w piękny płaszcz, w czapce, z pod któréj widniała tylko para wąsów i para błyszczących ciemnych oczu.
— Zesłał go nam święty Mikołaj — wyrzekła Ada.
Dziewczęta zachichotały, podbiegły do sań.
— Gdzie panie każą się odwieść — spytał nieznajomy.
Zawrzało, przycichło...
— Na pensyę — śmiało i dziarsko odpowiedziała wreszcie Kete.
Pojechali w milczeniu. Dopiéro gdy już podjeżdżali, nieznajomy znów spytał:
— Panie znają tu lepiéj ode mnie drogę. Kędy teraz?
— Przez okno, tam, w pawilonie — odrzekła dziarsko Kete.
— Ach! — zauważył nieznajomy i odjął dzwonki od sań.
— Teraz możemy podjechać tak blizko, jak się paniom podoba — dodał uprzejmie.
— Mówię wam, anioł z nieba — szepnęła Ada.
— Sza! — wtrąciła Kete i z niezwykle miękkiém nagięciem głosu dodała: — Pewnie anioł, ale my wyglądamy jak trzy szatanice.
Sanie prześliznęły się koło muru. Nieznajomy pomógł im wysiąść, a że od śniegu padał słaby odblask, każda z nich czuła, jak się jéj przypatrywał uważnie, choć dyskretnie i z uszanowaniem. Pomógł im następnie otworzyć okno. Uchylił się na bok, gdy wcho-