Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/184

Ta strona została przepisana.

Zagadniony zaśmiał się...
— Aha! wiem, co mówię — ciągnął Abner spokojnie — otóż to, stary oszust wcale do domu nie jeździł.
Wszyscy otoczyli mówiącego z podnieconą ciekawością.
— Wcale do domu nie jeździł — ciągnął chłodno Abner. — Widziałem kogoś, co go przez całe trzy lata codziennie widywał w Sonora. Nabywał owce i zajmował się handlem bydła i tym podobnemi spekulacyami. Od 49 roku nie opuszczał stron tych ani razu, słyszycie, ani razu. Jest to fakt.
W śmiechu wywołanym temi słowy było coś żółciowego. Czuć się dawało, że wszelkie żarty mają swe granice, wrzał gniew skryty, że się przez lat tyle dano oszukiwać. Wprawdzie nikt nie wierzył słowom i opowieściom „starego“. Każdy się jednak czuł obrażonym takiém wyzyskiwaniem swego zaufania. Prawnik był zdania, że się pod tém ukrywa jakaś malwersacya; lekarz oddawna dopatrywał u „starego“ pewnych oznak aberacyi, czterej najpoważniejsi kupcy, widząc interes ogółu zagrożonym, proponowali, aby natychmiast coś przedsięwziąć.
Śród ożywionéj dyskusyi drzwi się uchyliły i w sali stanął we własnéj osobie... delinkwent.
Ostatnie półrocze zmieniło go do niepoznania. Włosy jego nabrały piaskowéj barwy, twarz woskowéj bladości, oczy podsiniałe nabrzękły. Zbrudzona, zmięta odzież nosiła ślady naprędce spożywanych przekąsek, a włosy jeżyły się źdźbłami słomy. Widać, że się rozbierał rzadko, lub może nie rozbierał wcale, wchodząc jednak do sali, wiedziony instynktem przyzwoitości, usiłował spiąć surdut pod szyją i przeprowadził palce w potarganéj brodzie. Lecz ręka mu opadła, a na ustach skonał blady uśmiech, gdy poczuł, że się nań wszystkie zwracają spojrzenia. Zdjął go niepokój. Wzrokiem zrozpaczonym szukał Henryka York’a, lecz ten plecami odwrócony do niego, patrzał przez okno.
Nikt nie przemówił słowa. Przy bufecie podano mu butelkę i szklankę, wziął ciastko jakieś i obojętnie gryźć je począł. Pił wino powoli, bardzo powoli, drgnął potém i nagle zwracając się do publiczności przemówił z udaną swobodą.
— Wygląda tak, jak gdyby deszcz ani myślał spaść przed Bożém Narodzeniem.
Nikt nie odpowiedział na tę uwagę.
— Tak jak w roku 1859 i 1860 było. Zupełnie tak samo. Zdaniem mojém susze te ponawiają się peryodycznie. Utrzymuję to, utrzymywałem zawsze tak, jak — dodał z rozpaczną jakąś determinacyą — utrzymuję, utrzymywałem zawsze, że mam wrócić do domu wkrótce... że byłem w domu.