Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/187

Ta strona została przepisana.

Drżące ręce wyciągał do komina.
— Daj mi wódki i sam napij się... Poczęstuj mię... i tamtych warto byłoby... zrobiłbym to w sali hotelu... lecz... czuję się słabym... w oczach mi się ćmi.
York podał mu trunek, otworzył potém drzwi szałasu i odwracając się od starego, wpatrzył w nocne mroki. Księżyc świecił w pełni, noc wydała mu się dziwnie smutną i głuchą. Dziwnie téż smutną wydała mu się pusta przed nim droga, wijąca się gdzieś het! bez końca... podobna do tego starego, który się zawsze wybierał „do domu“ i dotrzéć tam nigdy nie zdołał... Zbliżył się do Plunkett’a, i kładąc mu rękę na ramieniu, przemówił łagodnie lecz stanowczo:
— Chcę cię jeszcze o coś spytać! Odpowiedz mi prosto i szczerze.
Trunek rozgrzał starego, twarz, którą zwrócił do Yorka, była bardziéj ożywioną, w oczach połyskiwała świadomość pewna.
— Pytaj, chłopcze!
— Czy masz istotnie żonę i... córkę.
— Mam! wobec Boga!
Chwilę milczeli obaj, obaj obojętnie spoglądali na palący się na kominku ogień.
— Żona — począł stary z cicha, pocierając dłonią kolano — żona niewiele warta... charakter, temperament i to zbyt swobodne wychowanie nasze... nieosobliwa kompozycya! Utrzymuję, utrzymywałem zawsze, że najgorsza to mieszanina; słów nie przebiera, igra niemi, jak Abner Dean z rewolwerem, z tą różnicą, że u niéj co słowo, to chybi... kłamie z przyrodzenia. To nas i zgubiło!
— Ale córka? — przerwał York.
Stary podniósł ręce do oczu, poczém je na stół wraz z głową opuścił.
— Nie mów mi o niéj, nie pytaj.
Szukał przez chwilę chustki do nosa, lecz nie mogąc znaléźć, łzy powstrzymał, a gdy podniósł głowę, oczy miał suche, a w głosie nie było znać wzruszenia.
— Prześliczna dziewczyna — począł — mówię ci! Zresztą sam się przekonasz, gdyż już wszystko urządziłem, obmyśliłem, kolosalne ułatwienie w płókaniu złota. Zewsząd posypią się zamówienia...
Mówiąc to, wyciągnął z kieszeni paczkę papierów, które upadły na ziemię.
— Sprowadzę je tu — ciągnął — ot tak jak raz na Boże Narodzenie, sprowadzę i zjemy wówczas obiadek, mój drogi chłopcze... Utrzymuję, zawsze utrzymywałem, że zjemy...