Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/188

Ta strona została przepisana.

I tak daléj, mówił długo podniecony trunkiem i szerokim zakrojem planów swych i nadziei. Chwilami mówił tak, jak gdyby uważał je już za spełnione. Księżyc wznosił się na niebie coraz wyżéj. York skłonił go, aby się położył. Gdy usnął, zdjął ze ściany fotografię i rzucając ją na rozżarzone węgle, czekał, zanim spłonie.
Ogień zajął ramki z kory; z kolei znikły rysy, które co wieczór zachwycały widzów w teatrze, w San-Francisko, — rzeczy to arcyznikome... znikł i ostatni uśmiech na ustach młodego człowieka. Płomień wybuchł jaśniéj, na ziemi leżał papier jakiś, widocznie pozostałość paczki uronionéj przed chwilą przez starego. Papier ten York podjął. Z koperty wysunęła się fotografia... fotografia młodéj dziewczyny... na odwrotnéj stronie niewprawną ręką skreślony był napis: „Melinda swemu ojcu“.
Fotografia to była tania, brzydka. Lecz czyż i najwykwintniejsza sztuka potrafiłaby coś dodać téj szpetnéj, choć młodéj, pospolitéj twarzy. York nie spojrzał na nią powtórnie, lecz list otworzył.
List pisany był niewprawnie, nie gramatycznie, w tonie suchym i wstrętnie pospolitym. Bajda o jakiéjś biedzie, plotkach, złośliwości ludzkiéj, sprzedajności sumienia, skargi i utyskiwania nizkiego pokroju i t. d. A jednak była w tém jakaś nuta tkliwa, szczera... tęsknota do tego dalekiego, nieznanego i tak nizko upadłego rodzica... przywiązanie z instynktu raczéj niż z uczucia pochodzące...
York list przeczytany podłożył pod poduszkę śpiącego starca. Wrócił na swe poprzednio zajmowane u ogniska miejsce. Uśmiech, który się wił po ustach jego, zgasł powoli... o dziwy! w oku łza błysła.
Siedział tak długo, długo, z wspartą na ręku głową. Wiatr podniósł firankę u okna, do izby wpadł promień księżyca, srebrne światło spoczęło przez chwilę na jego ramieniu... Henryk York wstrząsł się, wyprostował, powstał... pewny siebie i tego co miał przedsięwziąć.


Deszcze spadły wreszcie. Zazieleniły się gór skłony, kałuże i sadzawki pokryły drogi, utrudniając przystęp do Monte-Flat. Łożyska strumieni, sterczące przedtém kamieniami niby suchemi kośćmi, wypełniły się, radość zawitała do kopalni i „Monitor“ uderzył w hymn tryumfu. „Nigdy jeszcze — pisał — nie mieliśmy tak świetnéj przed sobą perspektywy. Teraz odpowiedziéć możemy wrogom naszym, utrzymującym, że mieszkańcy zabierają się opuścić tak niegodną jak Monte-Flat miejscowość, wieścią, że jeden z tutej-