Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/195

Ta strona została przepisana.

méj chustki i rzucając pieniądz w zaimprowizowany naprędce worek, podałem go sędziemu. Gdy tak obszedł kolejno zebranych, uzbierała się dość pokaźna suma stu dolarów, którą wręczyliśmy gospodarzowi mówiąc:
— Dla nowo urodzonego, od chrzestnych ojców.
— Lecz trzeba mu nadać imię — zauważył sędzia. — Posypały się propozycye; Erebus? nie, Nox lepiéj, albo raczéj Plutus, Terra Cotta, Anteusz... i tak daléj.
— Czemuż mu nie pozostawić własnego jego imienia? — zauważył spokojnie gospodarz domu. Nazywa się Wan Lee.
— Zgoda!...
Tak to Wan Lee, w wieczór piątkowy, 5 marca 1856 roku, na świat boży przyszedł, jak to opiewa niniejsza wiarogodna kronika.
W dniu 19 lipca 1865 r. przejrzałem ostatnią korektę „Gwiazdy Północnéj“, jedynego dziennika wychodzącego w Klamath, i układając do teki rękopismy i notatki, zabierałem się opuścić redakcyę, gdy spostrzegłem na biurku niedostrzeżony przedtém papier. Koperta zbrukaną była, nie było na niéj marki pocztowéj, poznałem jednak pismo Hop-Sing’a i pośpieszyłem list otworzyć.
„Kochany panie! — pisał — nie wiem, czy oddawca niniejszego odpowiednim okaże się żądaniom pana. Chyba że chochlik nie jest w redakcyi waszéj zupełnie mityczną istotą. Chłopak sprytny, żywy, pojętny, a po angielsku rozumie lepiéj, niż mówi. Doskonale przytém umie naśladować i dość jest raz mu coś pokazać, aby najdokładniéj powtarzał, bez względu czy to jest dobre czy złe. Ale przypominam sobie, że protegowany mój nie jest panu obcy, gdyż jesteś jednym z chrzestnych ojców Wan-Lee, domniemanego syna sławnego magika Wang. Czy go pan sobie przypominasz?
„Wysyłam go przy towarach do Stackton, stamtąd wprost do pana. Jeżeli zatrzymasz go, rad będę nieskończenie, a kto wie, czy nie uratujesz mu w ten sposób życia, narażonego w obecnéj chwili na niebezpieczeństwo ze strony najmłodszych członków waszéj chrześcijańskiéj i wysoce cywilizowanéj rasy, czerpiącéj oświatę w publicznych szkołach San-Francisko.
„Nabył on zresztą kilka dziwacznych przyzwyczajeń w towarzystwie ojca swego magika, któremu służył dopóki wzrost nie stanął na przeszkodzie w ukrywaniu go w kapeluszu lub rękawach. Wręczone mi przez pana pieniądze użyte zostały na jego wychowanie, które się niezupełnie udało. O Konfucyuszu mało co wie, a o Mencyuszu nic wcale. Dzięki niedbałości ojca zbytnio musiał przestawać z amerykańskiemi dziećmi.