Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/196

Ta strona została przepisana.

„Na list pana, odpowiedziałbym wcześniéj i przez pocztę, lecz sądzę, że Wan-Lee stosowniejszym jak na teraz będzie posłańcem.

Z szacunkiem Hop-Sing.“

Taką tedy była długo wyczekiwana przeze mnie odpowiedź Hop-Sing’a. Lecz gdzież się podział posłaniec? Komu list wręczył? Badałem zecerów, badałem chłopaków w redakcyi i ekspedycyi. Nikt go nie widział, nikt nie przyjmował listu.
W kilka dni dopiéro zgłosił się do mnie Ah-Ri, który mi prał bieliznę. Spytał mnie, czy nie potrzebuję czasem chłopaka do roznoszenia gazety i oznajmił, że mi może takowego nastręczyć. Na twierdzącą mą odpowiedź przywiódł śliczne, chińskie dziesięcioletnie pacholę, którego fizyognomia i postać cała odrazu przypadły mi do smaku. Umówiłem go tedy i spytałem o imię.
— Wan-Lee — odrzekł.
— Jakto?... Jesteś zatém przysłanym tu przez Hop-Sing’a. Czemużeś się nie stawił wpierw; jakim sposobem list się ten tu znalazł?
Chłopak uśmiechał się.
— Mi — rzekł łamanym swym językiem — chodził za oknem.
Nie zrozumiałem. Chwilę namyślał się, wyrwał mi potém z rak ów list i jak szalony zbiegł ze wschodów... Zanim się obejrzéć zdołałem, list wleciał przez okno, okrążył pokój i nakształt motyla spoczął na mém biurku. Zaledwie to się stało, Wan-Lee był już przede mną uśmiechnięty, zadowolony. Było to jego wejście w służbę.
Następny eksperyment mniéj dobrze mu się udał. Jeden z roznosicieli dziennika zachorował. Wan-Lee miał go zastąpić. Z wieczora wytłómaczono mu wszystko, pokazano drogę. Z brzaskiem dnia wybrał się z dziennikiem i po godzinie wrócił z pustemi rękoma, w najlepszym humorze. Wszystkie rozdał numery. Aż tu około ósméj poczynają zjawiać się w redakcyi abonenci oburzeni, rozgniewani. Otrzymali wprawdzie dziennik, ale w jaki sposób. Temu dostał się jak armatnia bomba tłukąc szyby w oknie sypialnego pokoju. Ów stał na ganku i w twarz bombą został uderzony. Tu wleciał przez kilka okien jednocześnie porznięty na równe szmaty, owdzie przez komin, tam przez dziurkę od klucza w postaci wązkich zwitków, tam znów zawisł na wentylatorze, a tam gdzieś jeszcze znalazł się w garnku z mlekiem. Jeden z abonentów, ten właśnie, który najdłużėj czatował w redakcyi na osobistą z Wan-Lee rozmowę — (zamknąłem go był na klucz w moim sypialnym pokoju —) ze łzami niemal opowiadał, jak to o piątéj zrana obudziło go straszliwe pod oknem wycie, a gdy wstał, aby się przekonać co to takiego, przez okno wpadła „Gwiazda Północna“ zwinięta