Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/205

Ta strona została przepisana.

— Może.
— Tak naprzkład, stać przez kwadrans?
— Zapewne.
— To mi go przyślij. Potrzebuję komparsa do ostatniego aktu „Zburzenia Kartaginy." Rzecz przepyszna! z dwutysiącznym, wyobraź sobie, personelem...
Zadrżałem. Nie zdradzając tajemnicy swego protegowanego, zauważyłem tylko, czy tak burzliwa scena nie wstrząśnie nim do zbytku?
— Nie potrzebuje na nią patrzéć — odrzekł dyrektor — postawię go na pierwszym planie i będzie przechadzał się tam i nazad na przodzie sceny.
Tak się i stało. Chwilami nachodziły mnie wątpliwości, czy nie powinienem był ostrzedz dyrektora? Co będzie jeśli pewnego wieczoru melodramat zakończy się tragiedyą? Zwiedziwszy jednak teatr uspokoiłem się. Nieraz już uważałem obojętność chórzystów, chórzystek i komparsów, na najbardziéj wzruszające perypecye przedstawienia, obojętność jednak mego protegowanego na otaczającą go scenę rabunku, mordu, pożogi, przechodziła wszystko, com kiedykolwiek mógł zauważyć w téj mierze. W rycerskiéj zbroi, zdawał się uosobionym anachronizmem. Stał na uboczu, z włócznią w ręku, drugą ręką przyciskając serce, woskowo blady, spoglądał obojętnie na widzów. Zdawało mi się dostrzegać w apatyczném tém spojrzeniu pewną dumę człowieka, w którego mocy było zmienić udaną grozę sytuacyi na prawdziwą. Powiedziałem to raz towarzyszącemu mi na przedstawieniu lekarzowi, co mi go był przysłał.
— Tak — odrzekł — istotnie. Nauka i wielokrotne doświadczenie pozwalają mi przypuszczać, że to nastąpi lada chwila. Nagle podniesie ręce, krzyknie i padnie na twarz. Tak oni padają zwykle.
Odkąd posłyszałem to, pociągany tajemniczą siłą, począłem codzień uczęszczać do teatru. „Zburzenie Kartaginy" szalone miało powodzenie i nie zostało zakłóconém przewidywaną przez doktora katastrofą.
Dopiéro w kilka tygodni potém, gdym był na obiedzie w towarzystwie ludzi praktycznych, zdjęła mnie chętka opowiedzenia im historyi człowieka z anewryzmem. Napróżno rozwijałem cały posiadany zapas patosu, bohater mój nie zainteresował nikogo z obecnych i tylko siedzący obok mnie bankier spytał:
— Dlaczego człowiek ten, zamiast zarabiać na życie, nie korzysta raczéj z asekuracyjnego kapitału?
Nie zrozumiałem.
— Mówiłeś pan, że na pięć tysięcy zaasekurował życie? Po-