Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/223

Ta strona została przepisana.

— odrzekł inny młodzieniec. — Kto gości zresztą u ojca miss Blanki, widywać ją może codziennie.
— Równie przyjemne, jak niebezpieczne położenie.
— Dla niego chyba, chociaż zimny to, stary facetus. Dla niéj cóż znaczy jeden więcéj czciciel w tłumie, śród którego obraca się na obu półkulach! Patrz, wszak pobity i Nugat.
Czy słyszał rozmowę tę Islington, nie wiem. Obojętnie przeprowadziwszy spojrzeniem odjeżdżającą karetę, zwrócił się na wiodącą brzegiem morza ścieżkę, przez piaski, ku skałom. Gdy po drodze napotykał przeszkodę w postaci zwykłéj zawady, przeskakiwał ją, nie zwracając uwagi na podziw, jaki balowy jego ubiór i zwinność budziły w groomach czyszczących stajnie i dziewkach myjących wschody ku morzu zwróconych werand. Dopiéro gdy wchodził w obręb Cliffwood-Lodge, rezydencyi Masterman’a, zdało mu się, że jakiś biedak śledzi za nim oczyma. Lecz nieschludna postać odartusa znikła w krzakach, a Islington skierował kroki przez park, ku wzniesionéj nad urwistym brzegiem morza altanie.
Dokoła panował uroczysty spokój. Żaden szmer nie przerywał ciszy, oprócz pluskania fali o skał podnóża. Na bezbrzeżnéj przestrzeni — wody jak do snu się kołysały. W powietrzu rozproszona mgła lekka pochłaniała promienie słońca, przyćmiewając ich blaski. W błogiéj ciszy i spokoju zdawało się Islingtonowi, jakoby wszystkie wdzięki i ponęty życia zbiegły się u tych szczęśliwych wybrzeży. Patrząc na ocean rozkoszny, spokojny, przypomniał sobie urwiste spady, któremi zmącony Stanislaus spływał pośród jodeł ciemnych, u stóp Deadwood-Hill. Wspomnienie to podniosło jeszcze urok otaczającego młodzieńca krajobrazu. Odwrócił głowę — nieopodal ujrzał wysmukłą postać niewieścią. Była to Blanka Masterman.
Po drodze zerwała szeroki liść, którym od promieni słońca zasłaniała blond włosy i siwe oczy. Balowy, powłóczysty ubiór zastąpiła ranna, wązka, wytworne i szczupłe jéj kształty doskonale rysująca suknia. Gdy Islington powstał, zbliżyła się do niego śmiało, swobodnie wyciągając rękę. Czy wiedziała, że go tu spotka? Nie wiem.
Usiedli obok siebie. Ona twarzą odwracała się co chwila ku morzu, zielonym liściem oddalając od siebie natrętne promienie słońca i... spojrzeń młodzieńca.
— Nie wiem doprawdy — Islington począł — jak długo marzyłem tu dopiéro w pół-śnie w pół-czuwaniu. Ranek prześliczny, spać mi się nie chciało... A pani?...
Z pod liścia wyszła opowieść o ćmie jakiéjś potwornéj, co wpadła do pokoju dziewczęcia i ustąpić nie chciała, mimo połączonych