Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/226

Ta strona została przepisana.

— Co ci to, przyjacielu, czyś czasem nie chory?... zmieniony jesteś...
Zmieniony był istotnie, blady, włosy przyprószyły mu gęste, srebrne szrony.
— Nic mi nie jest — Bill się tłómaczył — to nowy chomąt tak mnie zmienia, a może ta „gwiazda zaranna?...“
Mówiąc to, śmiał się z przymusem, wskazując na kamizelkę, złoty łańcuch i w krawat wpiętą szpilkę brylantową.
Lecz Islington trwał przy swojém zdaniu.
— Masz mi coś do powiedzenia, stary?
„Stary“ miął nerwowo w palcach brzegi kapelusza.
— Słuchaj, przyjacielu — ciągnął ze stanowczością Islington — znam cię nadto dobrze. Nie jechałbyś o trzy tysiące mil bez interesu. Mów, o co idzie?
— Nikt tu nam nie przeszkodzi, sami jesteśmy — dodał, zwracając uwagę na niespokojne spojrzenie, jakie gość rzucał dokoła.
Yuba Bill przysunął się bliżéj.
— Pierwsze — począł głos zniżając — pierwsze pytanie, Tom, ale odpowiedz szczerze...
— Cóż daléj?
— Pierwsze pytanie: Jeślibym ci powiedział, ot tak naprzykład: Tomy, potrzeba, abyś odjechał, opuścił to miejsce na miesiąc... na rok, może na dwa lata... a może nazawsze. I cóż, chłopcze kochany, czy cię tu... nie zatrzymuje nic? Coś tak, nakształt tego... wiesz przecie, co?
— Gościem tu jestem — odrzekł Islington spokojnie — dziś właśnie odjechać zamierzałem.
— Hm! wybornie! Więc gdybym ci tak naprzykład zaproponował przejażdżkę małą, ot tak... do Chin naprzykład, do Japonii, albo na południe... zgodziłbyś się, co?
— Najchętniéj...
— Nic cię tu zatém naprawdę nie zatrzymuje, nic?... jakby to wyrazić... tego, owego... rozumiesz mnie przecie? Bo to widzisz, mój chłopcze, dyabelnie przystojne tutejsze bestyjki... Och! co tam mówić, człowiek czy młody, czy stary łatwo wpada w sidła... Żadna?
W goryczy, towarzyszącéj ostatnim słowom, Bill nie zauważył rumieńca, co zakwitł na twarzy Islingtona.
— Żadna — zcicha wprawdzie, lecz dość stanowczo odrzekł.
— Więc powiem ci wszystko. Lat siedem temu byłem na trakcie Gold Hill. Stoję raz sobie na progu gospody, aż tu podchodzi szeryf. Bill — mówi — złapałem ptaszka, waryat, kompletny waryat, umieścić go trzeba w szpitalu w Stackton. Cichy wprawdzie,