Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/232

Ta strona została przepisana.

czonéj, pod murem opasującym Cliffwood-Lodge, czołgającéj się postaci.
Z gęstwiny krzaków zielonych, na blade światło księżyca, wyszła Blanka z Islingtonem. Skurczona przed chwilą mara podniosła się i stanęła w cieniu w wyczekującéj postawie.
Starzec to był o obłąkanym, gorączkowym wzroku; wychudły, odarty, litość bardziéj, niż trwogę obudzić zdolny, nędzna raczéj, niż złowroga postać, chociaż nóż wyostrzony w drżącéj połyskiwał dłoni.
— Przeklęty Masterman! — zawył w chwili, gdy go ktoś porwał za gardło, o ziemię cisnął i nóż z rąk wytrącił.
— Nie Masterman, lecz Yuba Bill — chłodno odrzekł pogromca — w porę przyszedłem.
— A! to ty, przyjaciel tego łotra... zbója... Mastermana! Puść mnie! Chwila odwetu nadeszła... Gdzie Mary, żona moja! Widziałem ją tu dopiéro, mówię, widziałem tu! ot, tu! Mary! Mary!
Dłoń w dłoni, księżyca promieniem oblani, Blanka z Islingtonem, postępowali z wolna po kwiecistéj ścieżce.
— Żonę mi oddaj! — zgrzytał zębami, do muru przyciskany starzec. — Moja to żona... oddaj mi ją!...
Na obojętnie ponurą twarz Billa wystąpiła wściekłość.
— Żonę? mówisz — zasyczał raczéj, niz wyszeptał, dzikim wzrokiem wpatrując się w obłąkaną twarz starca, którego nie przestawał przygniatać kolanem do ziemi. — Żonę? i pytasz, gdzie ona? Chcesz wiedziéć, gdzie jest małżonka Jack Adams'a, twoja, moja i wielu innych jeszcze, gdzie dyablica, szatan-kobieta, co jednego z nas przywiodła do szaleństwa, drugiego własną ręką zgładziła z tego świata, a moje życie złamała, zdeptała... Chcesz wiedziéć, gdzie ten potwór, chcesz koniecznie? Powiem ci... w Sakramento, w więzieniu, w okowach, o zabójstwo oskarżona... Słyszysz, stary?
Stary podniósł się nieco, zesztywniał, skamieniał, zaczerpnął ustami powietrza i runął jak martwy u nóg Billa. Teraz Bill skłonił się nad nim z nagle obudzoném współczuciem, czule niemal przemawiając:
— Powstań, stary! Powstań-że, Johnson! Czy mnie nie poznajesz? Jestem przecie Yuba Bill. Pamiętasz? Przestań, Johnson, otwórz przynajmniéj oczy, spójrz tam... to córka twoja, słyszysz, twoja córka i Tom! Pamiętasz Angel, cynobrową grotę i Toma, Toma Islingtona?
Johnson otworzył zamglone oczy.
— Tomy! — przemówił gasnącym głosem, w którym zadrżały