Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/249

Ta strona została przepisana.

tów złożone, ludziom dobrego tonu wydaćby się mogło... jakby to powiedziéć?... hałaśliwe nieco. Thompsona to nie raziło. Wprawdzie Mr. Brace Tibbet, z natury figlarz i wesołego humoru, podniecony przytém błyszczącemi oczkami jednéj z misses Jonnes, prowadził się w sposób... Tak, w sposób, który zniewolił Karola Thompsona wziąć go na stronę i zrobić mu uprzejmą uwagę:
— Widzę, żeś cierpiący, pozwól niech cię wyprowadzę. (No! nie opieraj się, łotrze, bo cię za kołnierz porwę i za drzwi wyrzucę). Tęty, tędy, proszę pana. W salonie gorąco do niezniesienia.
Naturalnie, goście słyszeli to tylko, co mówione było głośno i uprzejmie. Z tém, co usłyszał sote voce, Mr. Brace Tibbet nie chwalił się nigdy, ubolewając nad nagłą słabością, co go pozbawiła widoku wypadku opisywanego mu nazajutrz przez dowcipną miss Jonnes jako finał bankietu.
Wypadek ów śpieszę zaciągnąć w niniejszą kronikę.
Było to przy wieczerzy. Amfitryon nie zwracał uwagi na nikogo, nikt mu téż szczególnych nie okazywał względów. Zdawał się wyczekiwać rozwiązania. Po zdjęciu nakrycia powstał i uderzył ręką w stół. Jednocześnie powstałe pomiędzy misses Jonnes chichoty, rozbiegły się po całym salonie. Karol wlepił w starca trwożne, tkliwe spojrzenie.
— Cóż to, czy chce odśpiewać nam psalmy! — mówiono.
— Palnie mówkę.
Istotnie stary Thompson chmurny i kwaśny głos zabrał.
— Bracia i siostry w Chrystusie — mówił — rok mija właśnie, odkąd syn mój jedyny wrócił na łono ojca, wyrwany przez starania moje z przepaści zatracenia, objęć nierządnic i rąk oszustów.
Chichoty ucichły.
— Spójrzcie na niego! — wzdymał głos stary — pomyślcie, czém był przed rokiem, a czém jest obecnie! Powstań, synu mój.
Pięknym był młodzieniec, który powstał z miejsca posłuszny temu rozkazowi. Pięknym niewątpliwie był ów syn marnotrawny wykwintnie odziany, z odcieniami skruchy czy smutku w spojrzeniu, które wzniósł na mówcę...
Patrząc na niego w téj chwili, najmłodsza z misses Smiths poczuła coś...
— Lat piętnaście upłynęło — ciągnął bezdźwięcznie i ponuro stary — odkąd opuścił dom ojcowski jako włóczęga i rozpustnik. Ja sam, o siostry i bracia mili! grzesznikiem wielkim byłem, zapalczywy, żółcią przepojony...
Tu starsza miss Smiths półgłosem wyrzekła:
Amen!..
Stary nie zważając na przerwę ciągnął: