Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/252

Ta strona została przepisana.

pytania posługiwałem się wprawdzie okolicznościami, o których od niego dowiedziałem się był niegdyś! ale jedynie w celu odzyskania utraconéj swobody. Potém... gdym się o wszystkiém dowiedział, olśniła mnie nadzieja nowego życia. O! panie! pomyśl tylko. Wówczas, gdy ci wydrzéć usiłowałem trochę złota, głodny byłem, lecz wówczas gdy usiłowałem wkraść się do twego ojcowskiego serca, serce miałem zranione, rozpaczą rozdarte...
Stary ani drgnął. Nowo znaleziony syn marnotrawny na bogatém posłaniu chrapał w najlepsze.
— Nie miałem nigdy ojca — ciągnął zcicha tamten — ani dachu, ani téż znałem, co to słodycz domowego ogniska. Pomyśl tylko, panie! jak silną była pokusa! Szczęśliwy téż tu byłem. O! szczęśliwy!... Nie bój się, nie stanę między tobą, a synem twym i tém, co mu się z prawa należy, odejdę... nazawsze, świat szeroki, a dzięki zaznanemu tu szczęściu i dobroci twéj, panie, potrafię teraz żyć uczciwie. żegnaj mi, panie!... ojcze!... odpychasz mnie. Cóż robić... żegnaj!
Odchodził... Wrócił ode drzwi, ujął w obie dłonie siwą, zgnębioną głowę starca, całując ją raz jeden i drugi...
— Ka-olku!...
Nic nieodpowiedziało.
— Ka-olku!...
Stary porwał się z miejsca, zachwiał na nogach, zatoczył, z gorączkowym niepokojem podreptał ku drzwiom. Otwarte były na oścież. Z podwórza dobiegł go gwar budzącego się z nocy miasta. Gwar ten zagłuszył nazawsze kroki marnotrawnego syna.