Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/271

Ta strona została przepisana.

téż dziwi go nie mało — tu słaby, niby przepraszający uśmiech przemknął po ustach mówiącego — dziwi go, że nie otrzymał dotąd żadnego dowodu pamięci... i tak daléj.
Spytałem go, jakie miał na widoku miejsce?
Właściwie mówiąc nie miał żadnego. Gashwiler upewniał go, że sam o tém pomyśli; potrzebuje tylko czasu, by się rozpatrzyć po różnych ministeryach i znaléźć miejsce odpowiednie jego uzdolnieniom.
— Zatém?...
— Szuka dotąd. Czekałem go tu właśnie; poszedł do jednego z departamentów po informacye... Ach! to właśnie on...
Zbliżał się do nas człowiek ciężki, nieobrotny, opasły, pełen namaszczenia, odgrywający rolę poczciwca ziemianina, lecz tak niezręcznie, że pierwszy lepszy wieśniak mógł się na nieudatném poznać naśladownictwie. Podobniejszym był raczéj do pokątnego doradcy, a nawet to podobieństwo było tak łudzącém, że nie dziwiłbym się każdemu szanującemu swój zawód sędziemu, któryby go za drzwi kazał wyrzucić. Było téż w nim coś z żołnierza, gotowego stanąć natychmiast przed sądem wojennym. Nastąpiła prezentacya i dowiedziałem się przytém, że mój nieznajomy nazywał się Ekspektant Dobbs.
— Młody nasz przyjaciel — począł Mr. Gashwiler — wyczekuje, tak jest wyczekuje. Młodość — dodał po chwili, tak jak gdyby przed liczném przemawiał zgromadzeniem — jest dobą wyczekiwania, przysposabiania się. Ha! ha!
A kiedy mówiąc to, położył na ramieniu młodzieńca grubą rękę, z ojcowstwem udaném, jak wszystko w nim zgoła, nie wiedziałem, na którego z dwóch miałem się bardziéj oburzać, na starego wygę, czy na jego ofiarę, przyjmującą to z dumą i zadowoleniem. Młodzieniec zdobył się wreszcie na pytanie:
— Czy jest co?...
— Tak, naturalnie, to jest nie mogę powiedziéć, aby już wszystko było gotowe, lecz stanęliśmy w wybornéj pozycyi, ha! ha! Tylko potrzeba cierpliwości, cierpliwości... Który to z filozofów powiedział: „śpieszmy pomału!“... który? ha! ha!
Tu zwrócił się do mnie i zagadnął poufale:
— Zauważ pan tylko, jak to zbywa na cierpliwości tym młodzieńcom! Przed chwilą właśnie widziałem się ze starym mym przyjacielem i towarzyszem z lat dziecinnych, naczelnikiem biura użytecznych informacyj. Jutro — kończył zniżając głos do tajemniczego szeptu — zobaczę się z nim znowu.
— Omnibus odjeżdża! — wyrzeczone głośno przez konduktora wyrwało mnie z towarzystwa znakomitego męża stanu i jego