Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/275

Ta strona została przepisana.

nad moją przygodą i radzić, abym się udał do miejscowego kaznodziei.
— Od lat dwudziestu — mówił — ugaszcza on podobnych podróżnych i dumnym jest z tego. Stary był bogatym, ale już nim nie jest. Sprzedał dom swój przy głównéj ulicy i wyniósł się do małego zamiejskiego domku wraz ze swą córką. Tém niemniéj nie wybaczyłby mi, gdyby się dowiedział, że wypuściłem stąd pana. Posłałby mnie do stu dyabłów, poczciwy stary! Więc cóż, idziemy do niego?
Dałem się namówić. Zawiani śniegiem stanęliśmy u drzwi małego dworku. Towarzysz mój wprowadził mnie z krótką przemową:
— Przyprowadzam ci, stary, jednego z ulubionych twoich literatów — poczém wyszedł, pozostawiając mnie wobec siwego, łagodnego siedemdziesiątletniego starca, którego uprzejmość rozwiała wkrótce zmieszanie moje po dziwaczném tém nieco przedstawieniu.
Zaledwieśmy weszli do bawialnego, ubogo przybranego pokoju, z sofy powstała młoda jeszcze, ale już przywiędła kobieta, którą mi starzec przedstawił jako swą córkę.
— Fanny i ja — mówił — żyjemy tak osamotnieni, że gość każdy, z szerszego zwłaszcza świata, przynosi nam istotną rozrywkę. Niechże się pan nie tłómaczy z tego, co niewłaściwie najściem nazywa.
Usiłowałem przypomniéć sobie, gdzie, kiedy, w jakich okolicznościach widziałem wioszczynę tę, dworek, starca i jego córkę. We śnie li, czy w téj odległéj przeszłości, do któréj w pewnych chwilach myśl nasza wraca zmieszana, niejasna, pewna jednak niemal szeregu porwanych wydarzeń i wrażeń uniesionych z uprzedniego jakiegoś istnienia. Bacznie się wpatrzyłem w nieznajomych. W około ust, niedawno jeszcze świeżéj dziewczyny, w zmarszczkach siwemi włosami otoczonego czoła starca, w starych sukniach i sprzętach, nawet w cicho ścielącym się dokoła samotnego domku śniegu, było coś podobnego do wyraźnie wypisanéj nad niemi dewizy: „Cierpliwości, cierpliwości! czekajcie i miejcie nadzieję."
Stary nałożył i podał mi fajkę, tłómacząc się, że przypadkiem wieczoru tego nie miał wina, aby niém podróżnego ugościć. Pośpieszyłem wyjąć podróżne swe zapasy. Zawahał się chwilę, lecz namyślił się, napił, rozgrzał się, odmłodniał, wyprostował, rozgadał.
— I jakże tam w stolicy idą interesa? — spytał.
Ze wszystkich przedmiotów, najmniéj z tym właśnie byłem obznajmiony, lecz staremu szło wyraźnie o polityczną pogadankę. Odpowiedziałem tedy coś wymijająco.