Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/280

Ta strona została przepisana.
XX.
ROMANS W MADRONO HOLLOW.

Klamka u furtki ogrodu wiejskiego domu poruszyła się dwa razy, lecz brama cała była tego wieczoru tak w cieniu, że siedzący na ganku stary Folinsbee, zaledwie mógł dojrzéć wysoki biały kapelusz i obok trochę rozwiewnych wstążek, które natychmiast znikły w cieniu otaczających bramę sosen. Czy to dzięki temu odkryciu, czy przekonaniu, że od poruszenia klamki dość już upłynęło czasu, po chwili wahania, odłożył na bok fajkę, którą dopalał i skierował powolne kroki, krętą ścieżką, ku bramie. Przy gęstym szpalerze zatrzymał się słuchając.
Co prawda nie było co słuchać. Wysoki kapelusz upewniał rozwiewne wstążki, że wieczór jest prześliczny — (co nie uszło uwagi samego Folinsbee), — dodając coś o falującéj linii gór, rysującéj się wyraźnie na szafirowém tle przejrzystéj nocy. Wstążki odpowiadały na to, że uważały to właśnie przez cały czas powrotu do domu i pytały wzajemnie: czy może być coś piękniejszego nad księżycem oświetlone gór szczyty? Tak — odpowiadał kapelusz — nie było nic piękniejszego! Przypominało mu to pogodne i urocze noce południa, z tą różnicą, że do czarów dzisiejszego wieczoru przyczyniło się coś więcéj... coś szczególnego... Co mianowicie, tego już wstążki zgadnąć jakoś nie mogły...
Tu nastąpiła pauza. Skorzystał z niéj stary Folinsbee, zmierzając wprost ku bramie, pochrząkiwający i surowy. Lecz w téj saméj chwili kapelusz podniósł się i zniknął gdzieś w cieniu, a miser Folinsbee spotkał się oko w oko z napoły zakłopotaną, napoły figlarną, lecz w zupełności ładną i świeżą twarzyczką swéj córki.