Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/281

Ta strona została przepisana.

Utrzymywano potém w Madrono Hollow, że pomiędzy starym a miss Jo wynikła wieczoru tego żywa dyskusya, w któréj stary imiona niejakiego Culpepper'a Starbottle i jego stryja pułkownika Starbottle, związał z niezbyt dla obu pochlebnemi epitetami, córka zaś stawiąc ojcu dzielnie czoło, „dowiodła mu, że jest krwią z krwi jego i kością z kości“, jak utrzymywał kowal, przerabiający chętnie wiersze Byrona. Wedle zaś wersyi nauczyciela szkółki miejscowéj, „zbiła ojcowską nadętość“.
Tymczasem przedmiot téj żywéj dyskusyi posuwał się zwolna po drodze aż do miejsca, skąd dawał się widziéć dom Folinsbee, długi, wązki, biały budynek, niezdradzający żadnych pretensyj, tém niemniéj utrzymywany staranniéj od sąsiednich domów, z oplecionemi winokrzewem drzwiami i framugami okien, w których bielały firanki i rolety, broniące w dzień przystępu słońcu, a obecnie osrebrzone światłem księżyca. Culpepper oparł się o parkan ogrodu, wpatrując się w te okna.
Po kilku chwilach, w jedném z nich, zamiast księżycem oświeconéj próżni, zjawiła się postać dziewczęcia ze świecą w ręku. Firanki się zwarły, opadły rolety. W oczach młodziana zjawisko to było podobném do zjawiska westalki stojącéj przed świętym przybytkiem, lecz dla zwykłego widza była to po prostu jasno-włosa niewiasta, w któréj błyszczących ciemnych oczach paliły się resztki oburzenia nic nie mającego wspólnego z dziecięcą uległością. Gdy zjawisko znikło za spuszczonemi firankami i roletami przybytku, młodzian wyszedł na oświeconą księżycem drogę. Zrzucił elegancki kapelusz i otarł czoło, przyczém księżyc oświecił w pełni twarz jego.
Twarz to była przyjemna, chociaż za chuda i zbyt może śniada. Kość policzkowa wystawała zanadto, a czarne oczy zbyt zapadły, gdy równie czarne włosy zsuwały się na czoło wysokie lecz wązkie. Długie czarne wąsy ocieniały wązkie, o opuszczonych krańcach wargi. Twarz to była surowa, ponura nawet, którą od czasu do czasu rozświetlał jeden z tych wymownych uśmiechów, o jakim miss Jo odezwała się jakoby, że jeśliby tylko mógł przetrwać przez całą ceremonię, gotowaby natychmiast stanąć z jego właścicielem na ślubnym kobiercu.
— Powiedziałam mu to zaraz — dodawała śmiała dziewczyna — i cóż powiecie? popadł natychmiast w zwykłą swą melancholię i nie uśmiechnął się już ani razu!
O pół mili od wiejskiego domu przerzynała drogę ścieżka wiodąca do osady. Czy dla skrócenia sobie drogi, czy dla innéj, mniéj praktycznéj pobudki, młody człowiek wszedł pod drzewa, użyczające imienia swego dolinie całéj. Nawet w niepewném księżycowém