Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/286

Ta strona została przepisana.

działa, jak kruchém bywa życie jéj wielbicieli. Zanim Culpepper zdołał znów ująć ją za rękę, znikła w gąszczu drzew.
Zbliżał się natomiast zadyszany, sztywny pułkownik, wołając:
— Szukałem cię po całém mieście, o zakład gotów jestem iść, po całém mieście. Kto tu był z tobą?
— Dama — krótko odrzekł zagadniony, który nigdy nie kłamał, lecz w pewnych razach niechętnie odpowiadał na niedyskretne pytania.
— Pal ich d..... — zawołał pułkownik. — Widzisz bo, znalazłem człowieka, co mnie onegdaj kazał za drzwi wyrzucić... pamiętasz?
— A jest nim? — spytał niedbale, odchodząc synowiec.
— Jack Folinsbee.
— Co? jak? — zawołał stając młodzian.
— Jack Folinsbee, syn tego starego hipokryty, dewota, purytanina. I cóż teraz? Dałeś mi słowo, pamiętaj... o zakład gotów jestem iść, że nie cofniesz raz danego słowa? Pokażemy im, nauczymy! ho! ho! nauczymy... Co? cofasz słowo?
Culpepper milczał. Blady był, lecz gdy podniósł głowę, wymówił wyraźnie i stanowczo:
— Nie, słowa nie cofam.


Culpepper Starbottle wyzwał Jack'a Folinsbee i wyzwanie przyjętém zostało. Przyczyną zajścia było wyrzucenie na rozkaz Folinsbee za drzwi sali balowéj stryja wyzywającego. Tyle wiedziano o tém w Madrono Hollow, lecz gdzieindziéj inne, przez kowala zwłaszcza rozsiewane, krążyły pogłoski:
— Widzicie panowie — mówił zgromadzonym dokoła swego kowadła ciekawym — nie wysnuwam żadnéj w całéj téj sprawie zgóry przyjętéj teoryi, przytaczam tylko znane mi fakty. Culpepper i Jack spotkali się onegdaj w zakładzie Bob'a. Jack wziął tamtego na stronę, mówiąc: „proszę o słówko“. Culpepper skłonił się i powstał. Oto tak stali naprzeciw siebie — (opowiadający słowa swe popierał giestami, machając młotem nad kowadłem) — Jack wydobywając z kieszeni bransoletkę rzekł:
— Poznajesz to pan?
— Wcale nie znam — odrzekł chłodno i spokojnie zagadnięty.
Na co znów tamten:
— Ofiarowałeś ją jednak mojéj siotrze?
— Wcale nie — odrzekł Culpepper stanowczo lecz uprzejmie.