Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/291

Ta strona została przepisana.

rasy; aż wreszcie dnia pewnego, księżniczka, znikając bez wieści, zwolniła go od dalszéj odpowiedzialności.
Gdy wyszła znów na jasność bożą, jak to mówią, było to w charakterze służącéj w Longport. Pani jéj, żona jakiegoś handlarza, poczciwa i sumienna kobieta, chciała ją wykształcić w nowo-obranym zawodzie, co się jéj wszelako niezupełnie udało. Księżniczka okazała się najniepojętniejszą i najniewdzięczniejszą z uczennic. Alfabet bawił ją zrazu lecz niedługo, i wkrótce książki i materyały piśmienne zaczęła użytkować w najdziwaczniejszy sposób. Z pokrajanych ołówków przedziwne wiązała naszyjniki, z okładek książek wyginała czarodziejskie łodzie, z piór stalowych wyrabiała haczyki na ryby, atrament zaś służył jéj głównie do fantazyjnego tatuowania białych twarzyczek młodszych towarzyszek i towarzyszy w szkole. Chętnie téż słuchała religijnych nauk, tak dalece, że się wkrótce nauczyła wymawiać imię Bóstwa z poufałością oburzającą nauczycielkę. Co gorsza, to, że i w odwrotnym, pogańskim kierunku nic nie równoważyło tego jéj lekceważenia. Wielki duch pustyni pozostał jéj obcym. Tém niemniéj stale uczęszczała na nabożeństwa, za każdym razem upominając się o książkę do nabożeństwa. Przestano je dawać jéj dopiéro, gdy się przekonano, że przeszło dwadzieścia egzemplarzy posiada skrytych za stosem drzew. Od czasu do czasu wreszcie znikała z horyzontu cywilizacyi, a po kilku dniach nieobecności zwykła była wracać w podartych sukniach, niosąc swéj pani, jako zadatek pokoju, daninę z ryb lub zwierzyny.
Dosięgła już była czternastu lat wieku i stosownie do rozkwitu rasy swéj i ojczyzny, była dojrzałą. Watpię, czyby przy najlepszych chęciach można ją nazwać przystojną. Cera jéj nie odpowiadała żadnéj z tych przenośni, jakiemi poeci upiększać zwykli cery cór ras nie kaukaskich. Nie była ani hebanową, ani bursztynową, lecz poprostu niby odymioną, zbrukaną niby. Po jednéj stronie twarzy czerwone i białe tatuowania nasuwały na myśl ślady pozostawione zgrzebłem i byłaby nawet wstrętną, gdyby nie szczera wesołość połyskująca w jéj błyszczących oczach i uśmiechu ust szerokich, lecz odsłaniających dwa rzędy perłowéj białości zębów. Nizka przytém i szeroka, zaledwie przykryta nędznym łachmanem, nie odznaczała się bynajmniéj posągową harmonią kształtów, a w chwilach zadumy przybierała zwykłą indyankom pozę: drapiąc kostkę lewéj nogi palcami prawéj.
Sądzę, że z tego już, co się powyżéj rzekło, łatwo wysnuć wniosek, jak mało mogła się na podobnym gruncie przyjąć cywilizacya, bodaj taka, jaką się szczycił Longport w 1860 roku. Księżniczka służyła raczéj za jeden przykład więcéj ku poparciu teoryi o nieu-