Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/294

Ta strona została przepisana.

czką drobną, obciągniętą elegancką rąkawiczką. Dokoła białéj szyi puszyły się koronki, łagodząc nieco stanowczość rozlaną na ładnéj twarzyczce.
— Mogę wejść zatém — ciągnęła — dziękuję! Wejdźmy, Barker.
Ukazał się za nią żołnierz, który przyłożywszy palce do czoła, stanął u drzwi w wyczekującéj dalszych rozkazów pozycyi.
— Niech się pan w niczém nie ścieśnia — mówiła, nie zwracając uwagi na zmieszanie gospodarza. — Co za niepogoda! Sądzę, że taki tu już macie klimat? Wypłynęliśmy z domu przed trzema godzinami, wszak tak, Barker?
Zagadniony przyłożył znów palce do czoła.
— Udajemy się do kwater kapitana Emmons, na Indian Isle; sądzę, że to się tak nazywa, co?
Tu zwróciła się z pytaniem do księżniczki, lecz nie otrzymując odpowiedzi, ciągnęła daléj:
— Wybraliśmy się tedy do kwater kapitana Emmons i zabłądziliśmy, to jest Barker zmylił drogę i nieba tylko wiedzą, gdziebyśmy się oparli w tę noc mglistą, gdybyśmy nie dostrzegli światełka... w tym właśnie domu!... Niechże się państwo nie ambarasują... bardzo proszę...
Nic wyrównać nie mogło jéj wdziękom i swobodzie, nic, chyba niezręczność gospodarza domu, który opamiętał się wreszcie o tyle, aby jéj podać zajmowane dotąd przez się, a jedyne pod szałasem krzesło.
— Barker powie panu — mówiła, grzejąc nóżki u ognia — że jestem Miss Portfire, córka komendanta fortu, majora Portfire. Ach! przepraszam cię, moje dziecię! Nie dostrzegłam cię! mam wzrok krótki!
Słowa te odnosiły się do księżniczki, któréj, zbliżając się do ognia, nadeptała bosą nogę. Przykładając lornetkę do oczu i rozglądając się dokoła, ciągnęła:
— Jakże to nieprzyjemnie miéć wzrok krótki! Prawda?
Gdyby ten, do którego skierowaném było pytanie, miał w téj chwili dość przytomności, aby sformułować myśli, jakie mu się nasuwały wobec tych pięknych, dużych, czarnych, na niego tak śmiało zwróconych oczu, zaprzeczyłby może. W stanie jednak, w jaki wprawiało go zdziwienie, odrzekł poprostu:
— Zapewne.
Lecz młoda kobieta zdawała się zapominać już o nim zupełnie. Lornetowała z kolei księżniczkę.
— Jak się nazywasz, moje dziecię? — spytała uprzejmie.
Księżniczka, ujarzmiona przez śmiałe spojrzenie i lornetkę nie-