Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/55

Ta strona została przepisana.

łał na niczyje usta uśmiechu. Chrzciny wychowanka Szumiącéj Osady odbyły się ostatecznie z powagą, jakiej nie powstydziłyby się mury najwspanialszéj świątyni.
Tak to rozpoczęło się w Szumiącéj Osadzie dzieło odrodzenia. Obyczaje uległy znacznym zmianom. Tomciowe mieszkanie nosiło na sobie widoczne ślady postępu. Utrzymywano je schludnie, szałas ogrodzono dokoła, nowym przykryto dachem, wewnątrz wyklejono ściany wzorzystym papierem. O ośmdziesiąt mil na grzbietach mułów sprowadzona kolebka z różanego drzewa, wymagała odpowiedniego otoczenia. Odwiedzający często swego wychowanka osadnicy, zasmakowali w komforcie i niebawem w uczęszczanym przez nich zakładzie winnym zjawiły się lustra i dywany. Stumpy ze swéj strony, odwiedzającym Tomcia narzucał pewną kwarantannę, będącą powodem srogiego umartwienia dla niektórych, a zwłaszcza dla Kentuck'a. Ten ostatni zaniedbany zwykle w stroju, uważał odzież za powierzchowny niby naskórek mający własność, jak u niektórych płazów, opadania przez zużycie. A jednak — taką to siłę posiadają wymagania postępu Kentuck — z czasem zjawiał się w szałasie Tomciowym, w koszuli śnieżnie białéj, z twarzą i rękoma świadczącemi o mnogich i starannych ablucyach.
Za zewnętrznym ładem wciskał się powoli pewien ład wewnętrzny. W czasie spoczynku dziecka wystrzegano się krzyków i hałasów. Wystrzały, wycia, kocie muzyki, szczucie psami i inne tym podobne, przedtém w modzie zostające zabawy, chyliły się widocznie ku upadkowi. Swawola i niezbożność nie śmiały wtargnąć w przybytek uświęcony obecnością dziecięcia. W obrębie tym rozmowy toczyły się w umiarkowanym tonie, przy paleniu fajek z iście indyjską powagą. Wyrażenia jak naprzykład: „przeklęta dola“, „dyabelska dola“, dawniéj zagęszczone w miejscowym słowniķu, teraz, jako uwłaczające wychowankowi osady, wyszły z użycia. Śpiew koi i rozwesela, śpiew zresztą usypia, czego najlepszym dowodem była pieśń, nucona przez pewnego Anglika, ongi majtka z australskich jéj królewskiej mości pontonów. Pieśń ta rozwlekła, o całych dziewięćdziesięciu strofach, z których śpiewak nie opuszczał ani jednéj, opiewała losy walecznéj flotyli „Aretuzy". Za każdą strofą wracała przeciągła zwrotka, którą śpiewak powtarzał pochylając się wprawo to wlewo nad Tomciem. Naśladowanie to wahania się okrętu na morskich falach wywierało na dziecku skutek kołysanki. Nieraz w piękne letnie wieczory, ludzie ci stwardniali na czułe wrażenia, leżąc pod drzewami przy Tomciowym szałasie, paląc fajki, upojeni bezwiednie rzewną melodyą pieśni i wdzięcznym widokiem starego żeglarza piastującego małe dziecię, miewali niejasne objawienie sielankowych rozkoszy. Poezya na-