Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/60

Ta strona została przepisana.

wązką drożynę, dobiliśmy do bramy wykutéj w murze mającym z ośm stóp wysokości.
Widocznie nie była to karczma.
Woźnica zlazł z kozła i próbował otworzyć bramę. Na rygle była zawartą.
— Miggless! hej! Miggless.
Nie było odpowiedzi.
— Miggless! hej! hej! Kto tam jest, niech odpowiada! — ciągnął niecierpliwiąc się.
Milczenie.
Migglessy dorzucał przekonywającym tonem konduktor.
Nieczuły na prośby i nawoływania mieszkaniec zagrody, nie dawał znaku życia. Sędzia wychylając głowę przez okno dyliżansu, niezliczone zadawał pytania, na najrozmaitsze puszczał się domysły. Bill, woźnica, odpowiadał kwaśno, że „jeśli nie chcemy przesiedziéć w dyliżansie śród drogi noc całą, lepiéj-byśmy zrobili pomagając mu szturmować do zamkniętych wrót“. Wysiedliśmy tedy, i zaraz zabrzmiało zgodnym chórem:
— Miggless! Mig!
Z głębi dyliżansu, z potężnych piersi wysokiego podróżnego, rozległo się przeciągłe solo:
— Maj-ge-les.
Roześmieliśmy się. Bill przerwał nam wybuch wesołości i syknął:
— Cyt!
Wsłuchaliśmy się. Ku wielkiemu naszemu zdziwieniu, z wnętrza zagrody odpowiadało nam echo, wiernie naśladujące głosy nasze.
— Dziwne echo! — mruknął sędzia.
— Niegodziwe tchórzysko! — mruczał w złości Bill i łagodniejszym dodawał głosem: — Wyjdź no, wyjdź proszę, Miggless, otwórz drzwi, nie zjemy cię przecie, będąc na twojém miejscu wstydziłbym się doprawdy twego postępowania.
Próżne namowy. Po tamtéj stronie muru ten sam co wpierwéj głos powtarzał:
— Miggless! Miggy!
— Łaskawy panie — wszczął znów sędzia — zważ na niegościnność, na nieludzkość nawet odmowy przytułku podróżnym, w liczbie których znajdują się damy.
Nic nie pomagało. Wyczerpała się cierpliwość Billa. Podjął przy drodze leżący kamień, drzwi nim wysadził, wszedł do wnętrza zagrody, konduktor za nim, a my poszliśmy w ich ślady. Wewnątrz