Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/66

Ta strona została przepisana.

szpitala". Bogatą byłam wówczas... Wyprzedałam się i nabyłam to oddalone domostwo, gdzie osiadłam... z mojém dzieckiem...
Powodowana kobiecym instynktem, mówiąc to powstała z miejsca i, cofając się za fotel Jima, pozostała w cieniu. Między nią a nami była postać paralityka osłaniająca czyny jéj życia. Oniemiały, bezwładny, niemniéj jednak wymownie wstawiał się za nią. Dotknięty i skruszony dłonią Pańską, niemniéj jednak, otaczał kobietę tę niewidzialnéj opieki ramieniem.
Skryta w cieniu, nie wypuszczając z dłoni swych ręki „swego dziecka“, Miggless ciągnęła:
— Wiele przeszło czasu, nim oswoiłam się z nowym trybem życia. Przyzwyczajona do ludzi, do gwaru, do zabaw, nie mogłam tu wezwać do pomocy żadnéj kobiecéj duszy... żadna-by nie przyszła... Z czasem, poblizcy Indyanie najmować się u mnie zaczęli do cięższych robót, niezbyt odległe miasto dostarcza mi potrzebnych produktów i oto Jim i ja żyjemy jakoś. Raz przejeżdżający tędy doktór wstąpił do mnie dowiedziéć się co „z dzieckiem“ słychać. Odjeżdżając rzekł: „Bóg ci zapłać, kobieto! cudów dokazujesz“. Usłyszawszy poczciwe te słowa, lżéj mi się na sercu zrobiło. Odtąd mniéj się czułam samotną na świecie, ale kiedy ostatnim razem przejeżdżając znów tędy, powiedział mi: „dziecko twoje wielkie robi postępy, będzie z niego człowiek, którego się nie powstydzisz, ale nie tutaj, nie tutaj...“
Głos mówiącéj zamarł, twarz znikła w cieniu.
— Ludzie w sąsiedztwie dobrzy są — ciągnęła wysuwając się nieco naprzód. — Z razu mężczyźni włóczyli się tędy, aż spostrzegli, że nic tu nie wskórają. Czułam się bardzo, bardzo samotną... Potém, trafem znalazłam w lesie Joaquima i odtąd mam towarzysza. Małe to było, opuszczone, głodne, teraz patrzcie jaki! A Katy, moja sroczka, mądra figlarka, która czasem gada za trzech! A Jim!
Tu wybuchła swobodnym śmiechem i, wysuwając się na światło, mówiła:
— Nie uwierzycie, jaki Jim pojętny, jak wiele rozumié i ile rzeczy umié. Kiedy przynoszę mu kwiaty, przypatruje się im uważnie. Czasem czytam mu, co tam jest na ścianach. Téj zimy przeczytaliśmy całą tę stronę... Jim-bo nielada był kiedyś literatem!
— Czemuż — spytał sędzia — nie wyjdziesz za mąż za tego, któremuś poświęciła życie swe i młodość.
— Dlaczego? — rzekła. — Stawka nie byłaby równą. Miałażbym korzystać z niedołęstwa biednego Jima? Zresztą, będąc żoną, nie miałabym zasługi w spełnianiu tego, co dziś czynię z wolnéj i nieprzymuszonéj woli. Ale! dobranoc panom!