Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/70

Ta strona została przepisana.

— Po co mam wracać do domu? — spytał Sandy z niewzruszoną powagą.
— Chociażby po to, aby się umyć — odpowiedziała Miss Mary, wzgardliwém okiem mierząc obłoconą jego odzież.
Sandy wyprostował się i zatoczył, a wzrostu miał stóp sześć. Miss Mary przelękła się bardzo, témbardziéj, że olbrzym zrobił ruch, jak gdyby zamyślał zbliżyć się do niéj. Namyśliwszy się jednak, ściągnął z ramion obłocony surdut, cisnął o ziemię kapelusz i wprost przez pole pogonił ku rzece.
— Nieszczęśliwy! utopi się! — zakrzyczała Miss Mary i wierna niewieściéj loice pobiegła zamknąć się czémprędzéj w szkolnéj izbie.
Tegoż jeszcze wieczoru, przy kolacyi, spytała swą gospodynię, kowalową, czy się zdarza jéj małżonkowi upić się czasem?
— Zaraz sobie przypomnę — odrzekła kowalowa — od ostatnich wyborów Abner nie był pijany ani razu.
Miss Mary chciała jeszcze spytać, co w podobnym wypadku lepiéj skutkuje: palące promienie słońca, czy téż zimna kąpiel, lecz wstrzymała się, nie życząc sobie zapewne dawać kowalowéj niektórych objaśnień w kwestyach, mogących wywinąć się z podobnych zapytań! Popatrzała tylko dużemi szafirowemi źrenicami w rumianą i pulchną twarz kowalowéj, a po wieczerzy pisała do przyjaciółki swéj, mieszkającéj w Bostonie, co następuje:
„Najmniéj miałabym do zarzucenia tym z mieszkańców tutejszych, którym się trafia upijać. Naturalnie mówię tu o niepowabnéj połowie rodu ludzkiego, bo co do kobiet, nie odkryłam tu dotąd nic, coby mnie z niemi pogodzić mogło“.
Minął tydzień. Miss Mary zapomniała o wydarzeniu na drodze, pod krzakiem azalii. Nie zdając sobie sprawy z pobudek, zwracała przecież popołudniowe przechadzki w inną stronę. Lecz dziwy! Co rano na biurku znajdowała bukiet azalii. Dziatwa wiedząc, jak lubi kwiaty, zwykła była znosić jéj bukiety, tylko o tych azaliach żadne z nich nic nie wiedziało. Raz mały Johny, najbliżéj okna siedzący, głośnym parsknął śmiechem, bez żadnéj widocznéj ku temu pobudki. Badając go surowo o powód naruszenia szkolnej karności, Miss Mary dowiedziała się, że „ktoś zagląda w okno." Rozgniewana wybiegła w celu skarcenia ostrém słowem niedyskretnego przechodnia i spotkała się twarzą w twarz... Zgadnijcie z kim? Oto z trzeźwym na ten raz Sandym, ale to a Sandym tak zawstydzonym i tak zmieszanym, że Miss Mary, mimo kobiecy instynkt, ostrzegający ją w jak wybornéj pozycyi stanęła względem pochwyconego na gorącym uczynku winowajcy, oniemiała, sama zmieszana i zawstydzona.