Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/71

Ta strona została przepisana.

Ów „potwór“, mimo śladów rozwiązłego życia, wcale się nieźle prezentował. Był to rodzaj Samsona o złotawéj, jedwabistéj brodzie, obcéj cięciom brzytwy, nie noszącéj śladów nożyc żadnéj przewrotnéj Dalili. Wymówki zamarły na ustach nauczycielki. Sama drżąca wysłuchała lękliwego objaśnienia winowajcy, karcąc go tylko zimném wejrzeniem i pogardliwym uśmiechem.
Gdy wróciła do izby szkolnéj, leżące na biurku azalie przemówić musiały do niéj wyraźniéj od zagmatwanych objaśnień natręta, bo rozśmiała się szczerze. Dziatwa zawtórowała chętnie jéj śmiechowi i w szkole dnia tego zrobiło się bardzo wesoło.
Wkrótce jakoś potém, w pewien upalny dzień, dwaj malcy wysłani do źródła po wodę, nie zdołali dźwignąć w górę ciężkiego wiadra. Widząc to, dobra nauczycielka, zbiegła ku źródłu, aby im dopomódz. Wtém cień padł na słoneczną ścieżkę, którą przechodziła i ramię okryte sinym rękawem ujęło niesione przez nią wiadro. Miss Mary zakłopotana, nie podnosząc oczu, pozwoliła sobie zauważyć złośliwie, że właściciel sinych rękawów lepiéjby zrobił, gdyby używał więcéj wody niż gorzałki i wina. Rozbroiło ją przecież pokorne milczenie, z jakiém uprzejmy przechodzień przyjął złośliwą jéj uwagę. U drzwi szkolnéj izby podziękowała mu za otrzymaną usługę tak jakoś słodko a wdzięcznie, że się biedak aż potknął odchodząc, chociaż dnia tego był trzeźwy zupełnie.
Znów dnia tego śmiały się dzieci, znów wtórowała im nauczycielka, a śmiała się długo, serdecznie. Na bladą jéj zwykle twarz wybiły rumieńce i znów dnia tego wesoło było w szkole.
Nazajutrz u drzwi izby szkolnéj zjawiła się tajemniczym sposobem przytoczona tam beczka i odtąd jakaś równie tajemnicza ręka wypełniała ją codzień po brzegi świeżą, źródlaną wodą.
Myliłby się, ktoby sądził, że w Red Gulch, Miss Mary zdobyła sobie atencye jednego pijaka Sandy! Woźnica dyliżansu, Bill, znany i niejednokrotnie nawet w gazetach opublikowany z powodu galanteryi swéj (miał bowiem za zasadę najlepsze miejsca w dyliżansie rezerwować dla pasażerek), dla Miss Mary wyjątkową okazywał grzeczność. Ilekroć podróżowała w jego arce, pod wyłączne jéj rozporządzenie całe oddawał coupé. Jack Hamlin zaś, znany szuler i bałamut, gdy odbył raz w jéj towarzystwie kilkomilową podróż, bo jakkolwiek nie zamienił z nią ani słowa, cisnął w twarz karafkę pewnemu facetowi, co się ośmielił w szynku wspomniéć jéj imię.
Wreszcie — same kobiety uległy wrażeniu. Widziano włóczącą się w pobliżu szkółki i zdala, z uwielbieniem spoglądającą na Miss Mary, wystrojoną damę, matkę jednego z uczniów, którego ojciec ukrywał się za znakiem zapytania.
Ponad Red Gulch, po niebieskim widnokręgu przesuwały się