Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/8

Ta strona została przepisana.

leko odbiegła od przeszłości, myśl zaledwie zdąży za szybkiemi jéj rzutami... i któż zgadnąć potrafi, w jaki skamienieje ona pomnik?
W powikłanym tym, błyskawicznym tańcu wyraźnie jednak przebija się dążność pozytywna naszego stulecia; i jak za ubiegłych czasów greckiéj kultury, jak za szybko minionych lat renesansu, prawda życiowa dopomina się gwałtownie o przywrócenie jéj praw długo poniewieranych i woła na sztukę, że jeśli chce sprostać cywilizacyjnemu swemu zadaniu, nie powinna żyć dłużéj w rozwodzie z potrzebami wieku. Wezwania te jednak silny i nieprędko ustać obiecujący spotykają opór.
W ubiegłym czterdziestoletnim swym cyklu, romans francuski, pod przewodnictwem gienialnych pisarzy, niejedno wydał arcydzieło, co pozostanie pomnikiem jako mistrzowskie odzwierciedlenie pragnień, walk, porażek i zwycięstw epoki. Lecz wraz z arcydziełami spadła na świat powódź elukubracyj ckliwo-sentymentalnych, chłodno-zmysłowych, sztucznych, nudnych nadewszystko dla każdego, ktokolwiek przywykł myśl swą i wyobraźnię karmić zdrowemi płodami piśmiennictwa. To téż nie dziw, że śród wykształconéj publiczności słyszéć się dały utyskiwania na upadek romansu. Czytelnicy wyglądać zaczęli nowéj formy, w nadziei, że takowa zwiastuje jego odrodzenie. Nowe tory wskazane przez Balzac’a mało były uprawiane; zresztą, gdyby nawet dzisiejsi koryfeusze realistycznéj szkoły wystąpili byli wówczas z najlepszemi ze swych utworów, wątpić należy, czy wówczas jak i dzisiaj, konserwatywny, umiarkowany, wierny w kwestyi romansu ustalonym quasi-klasycznym swym tradycyom „Przegląd dwóch światów,“ otworzyłby swe ramiona, aby światu przedstawić jako usynowione przez się dzieło szkoły powieściopisarskiéj, realną dziś we Francyi zwanéj.
Inni, bardziéj krańcowi jéj przeciwnicy, szkołę tę mianują materyalną, naturalną, lub nawet odmawiają jéj nazwy szkoły. Nie wchodząc w badanie odcieni tych, któreby nas zadaleko zaprowadziło, poprzestaniemy na zanotowaniu faktu, że prądy wieku, te potrzeby naglące, z których znaczna część, często nawet względnie oświeconego społeczeństwa, sprawy jasno sobie nie zdaje, owszem, których kategorycznemu orzeczeniu, jako nie licującemu z pewną ustaloną normą, wręcz przeczy, silniejsze są od najsilniéj konserwatyzmem zwartych ramion, chociażby takiego potentata, jakim jest bezwątpienia w prasie peryodycznéj „Przegląd dwóch światów“. Za prądami temi bezwiednie śpieszą masy; pochłaniają one z czasem, po zażartéj lecz daremnéj walce, najzaciętszych swych przeciwników; przenikać téż muszą jawnym czy skrytym przypływem we wszystkie organa prasy posiadające siłę żywotną, niezbędną dla zadzierzgania węzłów pomiędzy czytelnikami a pisarzami. Ta tylko