Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/80

Ta strona została przepisana.

Mr. Hamlin powstał, odpoczął już i do zwykłych zajęć był gotów. Po ustach wił mu się zwykły, chłodny, cyniczny uśmiech.
— Więc dyliżans przybył — pytał nowo przybyły?
— Nie — odrzekł Mr. Hamlin — pozostał w Scott's Ferry, przybędzie zaledwie za jakie pół godziny. I cóż, Brown, jak idzie?
— Dyabelnie źle — odrzekł Brown żałosnym, nie licującym z herkulesową jego postawą głosem. — Zgrałem się do nitki, do ostatka! Prosiłbym cię o pożyczenie do jutra tysiąca dolarów. Jutro rano oddam. Widzisz-bo, muszę nawet coś wysłać do domu, babie... zresztą, prawdę mówiąc, wygrałeś dwadzieścia razy więcéj ode mnie.
Wywód nie odznaczający się ścisłą logiką. Ten niemniéj Jack Hamlin odliczył żądaną sumę, tylko nie powstrzymał się od uwagi:
— Po co to pleść o domu, o babie jakiéjś; niby nie wiem, o co ci idzie. Przecie-żeś nie żonaty.
— Fakt, Jack! — odrzekł Brown śmieléj jakoś, chowając do kieszeni pieniądze — ożeniłem się i z nielada jaką, wierz mi, kobieciną... Nie widziałem jéj wprawdzie od lat trzech, od roku nie pisałem do niéj, ale skoro uda mi się pomyślny załatwić interes, zaraz ją tu sobie sprowadzę.
— A Kate? — spytał ze zwykłym swym uśmiechem Mr. Hamlin.
Brown of Calaveras sprobował zachmurzyć się; nie udało mu się.
— Cóż, Kate! — zawołał — niech ją... człowiek potrzebuje przecie rozrywki od czasu do czasu. Hm! naprzykład, gdybyśmy zagrali w karty?... Widzisz-bo Jack! chciałbym pomnożyć ten tysiączek...
Jack Hamlin wpatrywał się bacznie w mówiącego. Zgóry wiedział, na co potrzebne mu były pieniądze, czyż nie lepiéj tedy, że wrócą na uprzednie swe miejsce, niżby przejść miały do innéj kieszeni?
Na propozycyę Browna skłonił twierdząco głową, przysunął do stołu krzesło, wtém zapukał ktoś lekko do drzwi.
— To Kate — zauważył Brown.
Mr. Hamlin pociągnął sznurek, drzwi się uchyliły. Porwał się na równe nogi, zimne nań wybiły poty, przeląkł się po raz pierwszy w życiu, poraz pierwszy rumieniec pokrył bladomatową twarz jego. We drzwiach, we własnéj osobie, stała piękna pani z dyliżansu, a Brown, wypuściwszy z rąk karty, z przymuszonym, nerwowym uśmiechem witał ją.
— Do pioruna! moja baba!...
Krążyły wersye, jakoby M-rs Brown rozpłakała się, czyniąc niewiernemu małżonkowi gorzkie wyrzuty. Widziałem ją w 1857